Forum się rozruszało ostatnio, pojawiły się tak oczekiwane opisy wędrówek. Dorzucę więc i swoją.
Beskid Niski określany jest często mianem zapomnianego pasma gór a jeszcze bardziej taki klimat daje się odczuć we wschodniej jego części. I tam właśnie miałem zamiar wybrać się przy nadarzającej okazji. Patrząc na mapę już parokrotnie kusiły mnie oznaczone na południe od Woli Sękowej (Seńkowej) krzyże - dlaczego w polach, tak daleko od istniejących zabudowań? Odpowiedź jak zwykle przyniosła WIG-ówka - wieś rozciągała się o wiele dalej na południe niż obecnie. Nie ma co - trzeba to sprawdzić. Przy okazji przeglądu innych map do trasy doszło parę punktów i trasa zrobiła się - jak na lato - całkiem słusznej długości.
Wystartowałem przed 6 z Puław Górnych, dojeżdżając do których przepłoszyłem 2 stada łani. Trochę mnie to zmartwiło, wcześniej miałem informację, że jakieś 2tyg. wcześniej w okolicach Wilczych Bud było widziane stado wilków. Nie obawiałbym się, jeśli wędrowałbym sam, ale z psem to już różnie może być. Może jestem przesądny, ale w zimie wędrując w okolicach Regietowa widziałem ślady wilka krążące wokół nas, później w Bieszczadach w Rabem spotkałem się z nimi oko w oko a mówią że do 3 razy sztuka...
W każdym bądź razie Pasmo Bukowicy przelecieliśmy w niecałe 3h, pierwszy dłuższy odpoczynek robiąc dopiero w wiacie niedaleko węzła szlaków pod Tokarnią. Stamtąd schodzimy żółtym w kierunku Woli Piotrowej, po drodze mija nas samochód skręcający w kierunku Tokarni - ciekawe, czy tam wyjechał? Ze szlaku żółtego odbijamy w drogę na północ, przy okazji pies uczy się pić z poidła dla bydła. W końcu dochodzimy do Tokarni, wpierw cmentarz, ale nie znajduję na nim żadnych widocznych grobów, tylko barwinek może świadczyć o przeznaczeniu tego zarośniętego drzewami i innym chaszczem terenu. Następnie odwiedzamy cerkwisko, postawiona kapliczka, obok na pniu krzyż nagrobny i oparte o drzewo krzyże cerkiewne.
Idziemy drogą w dół Tokarni by zobaczyć jeszcze jedną kapliczkę - niestety zamknięta na kłódkę. Przechodzimy przez potok Graniczny, wychodzimy na Dział Bukowski, będący dobrym punktem widokowym, lecz niestety pogoda nie dopisuje. Przez łąki schodzimy do strumienia, po przekroczeniu którego wychodzimy na szutrówkę, która nas zaprowadzi na początki Woli Jaworowej (jak ją niektórzy nazywają - Woli Małej) pod jeden z tam stojących krzyży. Po drodze pierwszy Barszcz Sosnowskiego, niedaleko pierwszych zabudowań.
Mając tak niedaleko cerkiew w Nagórzanach grzechem było by ją pominąć. Od niej z powrotem do Woli Jaworowej, jeszcze dwa krzyże przydrożne i kierujemy się na górne początki dawnej Woli Sękowej. Przedarcie przez nieskoszone łąki (dopłata unijna?), strumień i powinniśmy dojść do oznaczonej na mapie starej drogi prowadzącej kiedyś przez wieś. Droga całkowicie zarośnięta, lepiej poruszać się łąkami, choć trzeba uważać na Barszcz. To na razie tylko parę pojedynczych krzaków, lecz już kwitną i pewnie za rok, dwa teren będzie stracony. Udaje się odnaleźć pierwszy z krzyży, pozostał tylko cokół, nieopodal następny, całkowicie piaskowcowy - pod drzewem z urządzoną amboną. Za tym cokołem leżał ułamany krzyż - czy komuś służył do wejścia na ambonę i przy tej okazji został zniszczony?
To były 2 krzyże, których pozycję miałem wynotowaną, następne krzyże miałem znaleźć dopiero w Woli Sękowej. Tym większe było moje zdziwienie, gdy idąc w stronę Woli i po ominięciu kolejnych barszczy, na skraju drogi zobaczyłem następny cokół a po chwili jeszcze jeden - wszystkie nad starym przebiegiem drogi przez wieś. Musiałem ją w końcu opuścić (kto wie, czy na pozostałym odcinku jeszcze czegoś nie ma) i doszedłem do asfaltówki w Woli. Tam chciałem wstąpić na przycerkiewny cmentarz, gdzie mieści się mogiła poległych podczas I i II WŚ jak i podczas walk z UPA. Oglądam miejsce po cerkwi i zalegamy na odpoczynek przy ocalałej dzwonnicy.
Z cerkwiska, przechodząc obok Uniwersytetu kieruję się jeszcze pod jeden krzyż, spod którego oznaczona na mapie droga powinna mnie zaprowadzić pod kolejne, już na terenach dawnych Roztok. Na łąkach nie udaje się znaleźć drogi, wbijam się za linię drzew na skraju łąki i po pokonaniu sztucznych zapór z drutów kolczastych trafiam na podobne tyle że z tarniny. Nie da się przejść, złażę do rzeki i jej korytem poruszam się ku następnemu krzyżowi. W końcu udaje mi się go odnaleźć, mocno zakamuflowany a warty odwiedzenia - pochodzi z 1800r - ponad 200 lat! Nieopodal wśród łąk pod dorodnym drzewem skrywa się kapliczka, na pewno nadająca się do wątku o zagubionych kapliczkach, jaki istnieje
na sąsiednim forum.
Mijając 2 jedyne gospodarstwa w Roztokach udajemy się w kierunku przełęczy pod Polaną. To jest ponowna próba odnalezienia jakichkolwiek śladów, co upamiętnia oznaczony na mapie WIG w jej okolicy krzyż. Może mogiłę z WW, podobnie jak nad Zyndranową? Przed nami ok. 3km przez las, drogi leśne oznaczone na mapie dawno już nie istnieją, za to jest wiele nowych, jednak nie w kierunku przez nas pożądanym - parę razy nas zwodzą. W końcu wydaje mi się, że odnajduje właściwą, choć pożytek z tego żaden - nic nie odróżnia jej od terenu poza starymi, głębokimi koleinami wypełnionymi wodą a doskonale przykrytymi przez wszelkie zieloności. Nie da się iść ciągle wpierw sprawdzając czy w danym miejscu można postawić nogę. Jak tylko mogę to wyrywam na przełaj w górę zbocza, gdzie wędrówkę utrudniają znów jeżyny - tak źle i tak niedobrze. Nie zostaje nic innego, jak spaść na drugą stronę grzbietu do strumienia i dalszą wędrówkę kontynuować jego korytem.
W końcu dochodzimy do śladu starej drogi z Puław do Roztok, teraz jednak niemiłosiernie rozmytej więc nadal trzeba się poruszać lasem równolegle do niej na tyle, na ile tylko pozwalają chaszcze. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że teren równo porastają krzaki i nic nie przemawia za cmentarzem poza lekko wyrównanym prostokątem z ledwie zauważalną jakby fosą z jednego boku. Zagadka nierozstrzygnięta, jak również nie udaje mi się - po pokonaniu następnych 800m - odnaleźć wierzchołka Polany. Jest zbyt płasko i równo rosną jeżyny - bez szans na sprawdzenie, czy na tym wierzchołku są jakieś ślady triangulacji międzywojennej.
Kolejny, krótki już odcinek chaszczowania i wreszcie wychodzę na łąki nad Puławami. Mimo ograniczonej widoczności dobre miejsce widokowe - widać Wisłoczek, pola nad Głębokiem nie wspominając już o wyciągu narciarskim położonym na przeciwległej Kiczerze. Na jej szczycie zrobiony został jakiś rodzaj parku linowego, bo piski słychać aż do mnie. Mimo to zalegamy na łące na dobre pół godziny i delektujemy się widokami - tzn. ja się delektuję, bo pies po wciągnięciu ostatniej buły wreszcie znalazł miękkie miejsce i chrapie mi za uchem. Leniuchowanie przerywają nam nadciągające od zachodu chmury zwiastujące deszcz, jednak zdążamy zejść do Puław a deszcz spotkał nas dopiero w drodze powrotnej w Klimkówce.
Zdjęcia