Facebookowa strona Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przytacza dziś historię z Frysztaka:
Cytuj:
Chana Hellman z domu Bodner urodziła się we wsi Cieszyna k. Frysztaku w województwie rzeszowskim. Nie zna dokładnej daty swego urodzenia, prawdopodobnie jest to 1929 lub 1930 r. Jej rodzice: Zalman (ur. w 1882 r. w Cieszynie) i Rozalia z domu Szperba (ur. w 1891 r. w Jaśle) Bodnerowie mieszkali w Cieszynie i w pobliskim Frysztaku prowadzili sklep spożywczo-przemysłowy.
Kiedy się pobierali w 1921 r. Zalman był wdowcem z trojgiem dzieci. Dwoje z nich, już w dorosłym wieku, wyemigrowało z Polski zanim wybuchła wojna. Ariel do Palestyny, a Małka do Ameryki. W pierwszych dniach wojny trzecie dziecko Zalmana, syn Abram, uciekł na wschód i trafił do Związku Radzieckiego.
Rozalia i Zalman Bodnerowie mieli siedmioro dzieci. Już na początku wojny ich sklep został skonfiskowany i przekazany Polakom. W 1941 r. we Frysztaku utworzono getto i spędzono tam wszystkich Żydów z okolicznych wiosek. Rodzina Bodnerów również musiała się tam przenieść. W getcie zamieszkali w ósemkę. Ich najstarszy syn, osiemnastoletni Pinchas, został zabity jeszcze w Cieszynie, w piwnicy domu Bodnerów, w obecności ojca. Zalman został wtedy ciężko skatowany.
Z całej 9-osobowej rodziny ocalała tylko Chana. Los pozostałych członków rodziny był następujący:
- rodzice Rozalia i Zalman razem z dwójką najmłodszych dzieci: 7-letnim Mańkiem (Mordechajem) i 4-letnią Janką (Jochewet) zostali wyprowadzeni z getta do lasu w Warzycach i tam zastrzeleni,
- Perla (14 lat) i Miriam (11 lat) wywiezione zostały z getta do obozu w Bełżcu i tam stracone,
- Sara (16 lat, była kulawa z jedną nogą krótszą) razem z Chaną (11 lat) uciekły z getta zanim wywieziono Perlę i Miriam; jakiś czas błąkały się po okolicznych wioskach. Wszyscy ich mieszkańcy znali dziewczynki – byli klientami sklepu ich rodziców. Mimo to nie okazali się pomocni – uznali, że obecność Żydówek w pobliżu ich domów stanowi zagrożenie. Przepędzili dziewczynki i zapewnili, że jeżeli znów się pokażą, zostaną zabite. Chana przestraszyła się i uciekła, Sara jednak została i dalej błąkała się po tej samej okolicy. Chana dowiedziała się później, że mieszkańcy wsi znaleźli jej siostrę w bruździe na kartoflisku i zamordowali ją. Chanie udało się znaleźć schronienie w domu rodziny Wydrów, jak pisze:
„Dotarłam do innej wsi, gdzie mnie nie znali i przypadkiem trafiłam do domu pewnej babci, która szukała służącej dla swojej córki Bronisławy, mieszkającej w Jaśle. Chodziło o sierotę, którą Bronisława planowała adoptować. Bronisława Wydrowa była wdową i straciła ukochaną córeczkę. Opowiedziałam moją zmyśloną historię, że uciekłam z nad granicy sowieckiej, bez papierów i rzeczy, że jestem sierotą, że szukam pracy i schronienia. Zostałam w tym domu do nocy, a w nocy zabrał mnie do Jasła kolejarz, znajomy Wydrów. Byłam schowana pod ławką, bo był to wagon służbowy, a ja nie miałam papierów. Byłam w łachmanach, pokryta strupami, zmarznięta (to był grudzień). W domu Bronisławy przyjęto mnie serdecznie, wykąpano, opatrzono nogi. Zaopiekował się mną szczególnie jeden z synów, Adam.
Zostałam u Wydrów, opowiadałam wciąż moją historię, uzasadniając dlaczego nie mam żadnych papierów, a że bez papierów boję się jechać, żeby próbować je odzyskać. Przyjęli moją historię i nie domyślali się mojego pochodzenia. Bronisława dała mi krzyżyk na szyję i proponowała, że załatwi mi chrzest, który byłby podstawą do otrzymania kartek na chleb i ewentualnie zapisu do szkoły. Chciałam tego uniknąć (jako Żydówka) twierdząc, że przecież byłam chrzczona i jak tylko będzie możliwe, dostarczę dokumenty. Byłam tak konsekwentna w swoim opowiadaniu, że to zapobiegało podejrzeniom. Byłam traktowana w rodzinie dobrze, pracowałam jako służąca, ale odnosili się do mnie jak do członka rodziny.
Byłam bardzo lubiana przez sąsiadów, do których zanosiłam mleko. Szczególnie jedna z sąsiadek proponowała mi, że mnie zaadoptuje.
Zostałam u Bronisławy. Kiedyś słyszałam przez ścianę, jak syn Bronisławy Józef (kolejarz) opowiada braciom i koledze Mateuszowi, że Niemcy próbowali go upić i dali mu rewolwer, żeby poszedł zabijać Żydów. Józef, wstrząśnięty, opowiadał, że bał się, ale odmówił.
Któregoś dnia (prawdopodobnie to już był rok 1944) Bronisława zaprosiła mnie na rozmowę na osobności. Opowiedziała, że chyba wiedzą, kim jestem, że jestem Żydówką z sąsiedniej wsi, jedną z dwóch sióstr, które uciekły przed zamknięciem getta. Doszli do tego na podstawie opowiadania sąsiadki Babci, do której trafiłam na początku. Według tego opowiadania jeden z synów Bronisławy pojechał specjalnie do sołtysa Cieszyny, żeby sprawdzić opowiedziane historie i wrócił przekonany, że jestem tą poszukiwaną dziewczynką żydowską, która uciekła, podczas gdy starsza siostra została zabita przez chłopów. Byłam w szoku, czułam że ziemia się pode mną zapada, ale nie dałam po sobie poznać, powiedziałam, że jeśli chcą się mnie pozbyć, pójdę sobie – mam dokąd iść. Miałam na myśli sąsiadkę, która chciała mnie adoptować. Zostałam u Wydrów do wyzwolenia. Wtedy Bronisława powiedziała mi, że była przekonana, że jestem Żydówką, ale za moje zachowanie i konsekwentnie opowiadaną historię uratowały mnie.
Gdy byłam przekonana, że niebezpieczeństwo minęło, powiedziałam, kim jestem naprawdę.”
Chana przeżyła u Wydrów do zakończenia wojny. Wcześniej jednak razem z nimi została z Jasła wysiedlona; pędzili ich na zachód. Miasto zostało w dużym procencie spalone. Po przejściu frontu wrócili do Jasła.
Chana bardzo przywiązała się do Wydrów, z wzajemnością. Mówiła do Bronisławy „mama”, ta chciała nawet adoptować dziewczynkę. Gdy Chana zaczęła planować opuszczenie domu Wydrów i poszukiwania własnej rodziny, Bronisława nie chciała jej puścić.
Dziewczynka mieszkała u Wydrów do maja 1946 r. Wtedy została odnaleziona przez przedstawiciela gminy żydowskiej. Człowiek, który przyjechał z Krakowa, przedstawił Wydrom upoważnienie do odebrania Chany i umieszczenia jej w żydowskim sierocińcu w Krakowie. Pojawienie się tego przybysza spowodowało ogromny zamęt w umysłach zarówno dziewczynki, jak i jej opiekunów. Długo zastanawiano się co robić. Decyzję pozostawiono Chanie, miała już przecież 16 lat. Zdecydowała się na wyjazd, ale rozstanie było bardzo trudne.
Wraz z grupą młodzieży żydowskiej Chana przygotowywana była do wyjazdu do Palestyny: uczyła się języka hebrajskiego, podstaw rolnictwa i przedmiotów ogólnych. Miała za sobą tylko dwa lata nauki w polskiej szkole.
Po półrocznym pobycie w Krakowie, całą grupę przeniesiono do Austrii. Przypadkiem dowiedziała się, że jej starszy przyrodni brat Abram, o którym myślała, że jest w Związku Radzieckim, przebywa w Berlinie. Udało jej się nawiązać z nim kontakt i na początku 1947 r. przenieść się do Berlina. Wspólnie skontaktowali się z pozostałym rodzeństwem: siostrą Małką w USA i bratem Arielem w Palestynie.
Odnalezione rodzeństwo starało się ściągnąć Abrama i Chanę do swoich domów. Formalności wizowe trwały jednak bardzo długo. W tym czasie Chana zdobyła w Monachium zawód technika dentystycznego. Umówili się z Abramem, że pojadą tam, skąd wcześniej dostaną wizy. Dokumenty od brata z Palestyny przyszły szybciej. Na początku 1949 r. był to już Izrael.
Wyemigrowali oboje, Abram zabrał ze sobą żonę i dziecko. Chana skończyła w Izraelu kursy buchalterii, wyszła za mąż za niemieckiego Żyda. Pracowała jako księgowa. Owdowiała w 2008 r. Ma dwoje dzieci, pięcioro wnucząt i czworo prawnucząt. Mieszka w domu starców niedaleko Tel Awiwu. Z rodziną Wydrów utrzymuje nieprzerwany kontakt. Dwukrotnie przyjechała do Polski.
Podczas jednej z wizyt odwiedziła las w Warzycach – miejsce, w którym jej rodzice, siostra i brat zostali rozstrzelani. W lesie znajduje się cmentarz – tam 32 zbiorowe mogiły, wśród nich mogiła dzieci. Nie widnieje na nich nic poza informacjami o pochodzeniu ofiar. Po wojnie postawiono tam pomnik. Napis na nim mówi o około 5 tysiącach zamordowanych ludzi. Nie zostało napisane, że ogromna większość zabitych to Żydzi. Ustawiono tam krzyż katolicki, ale nie ma tam żadnego symbolu religijnego Żydów.