Wreszcie w sobotę 15 maja udało mi się wyrwać na wędrówkę po BN. Trasa moja miała prowadzić z Rozstajnego przez Czarne, Radocynę, Długie, Wyszowatkę, Grab, Ożenną, dolinę Ciechanii i później granicznym do Barwinka, jednak już w locie musiałem ją modyfikować głównie ze względów czasowych. Motywem przewodnim były cmentarze z I Wojny Światowej a przy okazji również nieistniejące wsie łemkowskie. Już w piątek cała wyprawa stała pod znakiem zapytania ze względu na opady deszczu, ale prognoza pogody pokazywała że w sobotę od rana powinno się rozpogodzić a przynajmniej nie padać. Z mapy wynikało że będę miał do przekroczenia Wisłokę w pięciu miejscach i tego najbardziej się obawiałem po nocnych ulewach. Rano jeszcze raz sprawdziłem prognozę i po zobaczeniu pozytywnych informacji "zmusiłem" swą połowicę do odwiezienia na punkt startowy, gdzie znalazłem się ok. 6.30 a więc dość późno. Wtedy też mogłem się po raz pierwszy przekonać o stanie wody w Wisłoce - nie nastrajał optymistycznie, ale miałem nadzieję że w Nieznajowej będzie niższy. Droga do Nieznajowej przebiegła szybko, tam też ujrzałem pierwszą z "instalacji" - drzwi prowadzące do nieistniejącego domu, które - w połączeniu z kapliczkami - nastrajały do chwili zadumy nad losami ludzi kiedyś tu mieszkających. Dojście do rzeki, rzut oka i ulga - da się przejśc
, tym bardziej że przekraczał będę Zawoję. Choć na mapie wygląda na o wiele mniejszą to okazuje się jednak że tu akurat dorównuje Wisłoce, co mnie cieszy bo to oznacza że Wisłoka którą widziałem po drodze z Rozstajnego była 2 razy większa niż będę miał od teraz do pokonania. Szybkie rozzucie, przejście i tak jeszcze 4 razy. Gdzieś między brodami spotkałem pierwszą żółto-czarną "dziką zwierzynę". Po dojściu do skrzyżowania na Czarne, chwilę "zaznajamiam się" z kapliczką i ciągnę dalej na cmentarz łemkowski. Tam następne drzwi, nieopodal cmentarz nr 53. Idę drogą dalej w stronę Jasionki by jeszcze zobaczyć pomnik ofiar Thalerhofu, jednak nie udaje mi się go odnaleźć. Przechodzę poza jego przewidywaną pozycję jakieś 300-400m zanim decyduję się zawrócić bo czas nagli. Przy okazji - może mnie ktoś uświadomić gdzie go szukać?
Plan obejmuje też odwiedzenie Radocyny, gdzie chwilę spędzam na poszukiwaniu bazy namiotowej PTTK, w końcu udaje mi się wejść w prawidłową ścieżkę i przy okazji robię pierwszy postój. Później wyruszam w stronę Długiego, Wisłokę udaje się przejść po mostku, niedaleko za mostkiem cmentarz łemkowski a jeszcze dalej cmentarz nr 44. Czytałem o nim że jego remont został przeprowadzony nie bardzo starannie,
szczególnie jeśli chodzi o jego powierzchnię, dopiero później zostało dorobione ogrodzenie w jego pierwotnych granicach.
Czas ponagla więc po chwili zadumy trzeba iść dalej,oglądam się jeszcze po drodze w kierunku z którego idę - piękne widoki rozpościerają się przede mną. Przechodzę koło krzyża Kościejnego znanego z "Wina truskawkowego" i zaczynam schodzić do Wyszowatki, gdzie niestety zaczął się asfalt i towarzyszył mi aż do Ożennej. Po drodze odwiedzam cmentarz nr 5 w Grabiu, do którego by dojść to trzeba przejść przez prywane podwórze. Na działce tej przy drodze znajduje się też oryginalny betonowy słup informacyjny, inny taki słup dotyczący cmentarza nr 4 umiejscowiony jest w Ożennej na skrzyżowaniu Grab-przejście graniczne. Do tego cmetarza dochodzę trochę na przełaj, już nudzi się asfalt.
Chwila odpoczynku z pięknym widokiem na Wysokie i Nad Tysowym. Często cmentarze umieszczano na wzgórzach tak jakby chciano by polegli mieli po śmierci widok na piękno BN. Dawniej cmentarze tak umieszczone były też widoczne z daleka przypominając o tych, co przelewali krew na tych ziemiach. Tu podejmuję decyzję o skróceniu trasy - cmentarze nr 1 i 2 będą musiały jeszcze poczekać. Zachodzę jeszcze na nr 3 w Ożennej, cieszy jego widok, szczególnie jeśli się ma w pamięci ich zdjęcia choćby z książki O. Dudy bądź ze strony
http://www.cmentarze.gorlice.net.pl/ .
Zbieram się w dalszą drogę i tu okazuje się że jeszcze raz muszę przechodzić brodem rzeczkę a już o chwili wspinam się w kierunku Nad Tysowym. Miałem przejść dawnym przebiegiem szlaku niebieskiego przez dolinę Ciechani, to jednak też poczeka na więcej czasu -tam trzeba bez pośpiechu oddać klimatowi tej doliny. Dochodzę więc do granicy i zaczynam zasuwać poganiany przez widoczną już zapowiedź zmiany pogody. Pierwotny plan końca trasy w Barwinku znów ulega zmianie na Hutę Polańską, co okazało się niezbyt trafnym pomysłem.
Na szlaku granicznym jak zawsze cisza, spokój - żywego ducha, dochodzę do Filipowskiego Wierchu, walę sobie pieczątkę (na szczęście jeszcze się uchowała) i schodzę na Sedlo Tepajec podziwiać wylot doliny Ciechanii - oj trzeba będzie się kiedyś tam przekraść
Potem już szybko do żółtego i tu właśnie zrobiłem błąd - nie "wezwałem" mojego transportu jak jeszcze byłem w roamingu bo chciałem dojść do Polan, a
niestety później okazało się że ani w Hucie, ani w Polanach ani nawet na skrzyżowaniu na Olchowiec nie łapię żadnego GSM-a. Trzeba było wlec się dalej i dopiero jak już pokazuje mi się Mszana sms od dobijającej się do mnie połowicy oznajmia powrót do cywilizacji. Chmurzy się coraz bardziej więc uzgadniam z nią szybko punkt przejęcia i idę dalej w kierunku Chyrowej. Jak już dochodzę do wsi zaczyna straszyć deszcz, ale na szczęście pojawia się transport i udaje mi się uniknąc zmoczenia - chmura szła dopiero od Dukli. Jeszcze tylko rzut oka na GPS-a - okazuje się że do 50km zabrakło mi tylko niecałe 600m
Reasumując - do tej pory ze względu na komunikację mi odpowiadającą szwędałem się tylko po wschodniej części BN, teraz dopiero sięgnąłem głębiej w zachodnią i zaczyna mnie tam ciągnąć
Gdyby tylko nie te - już dyskutowane na forum - kłopoty komunikacyjne
.
Zdjęcia tutajPozdrawiam
Dlugi