Andy500 pisze:
Reasumując - mieliśmy piękną wędrówkę szczytami Beskidu Sądeckiego, na dodatek zaliczona Lackowa - i znów twierdzę, że podejście na L. jest, w całych polskich Beskidach, najtrudniejsze.
Podchodząc od zachodu, końcem marca, częściowo w śnieżnej zamieci, ślizgając się na zeszłorocznych liściach.
Lackowa to jak na razie jedyna góra która dała mi tak w kość, że obiecałam sobie nigdy już tam nie wracać tą drogą. Takiego miałam cykora gdy w pewnym momencie, wdrapując się pod górkę, starając się unikać śliskich liści, stąpając po wystających kamieniach dotarłam do pewnego wątłego drzewka, chwyciłam się go i tak stanęłam uczepiona - bez pomysłu gdzie by tu dać kroka wyżej aby iść dalej i z poczuciem paniki, tej paraliżującej, gdy spojrzałam w dół za siebie na drogę, którą przebyłam - bo zupełnie nie nadawała się ona do tego aby się nią wycofać do miejsca, skąd mogłabym inną drogą dotrzeć na szczyt.
Wiem, że powinnam trzymać się tych pitolonych słupków idąc pod górkę - ale wyszło inaczej i polazłam w górę między drzewami. Przeszłam niemal wszystkie szlaki turystyczne po polskiej stronie Tatr - bo akurat nie mam ani lęku wysokości, ani lęku przestrzeni, nie odczuwam niepokoju na widok łańcuchów, klamer czy drabinek. Zresztą, uważam je za bardzo dobre ułatwienie na szlakach - jak stoję na drabince lub trzymam się klamry nie odczuwam lęku, że zaraz spadnę. Gdy schodzę trzymając się łańcucha to też jestem pewna, że zejdę - nie spadnę. Na zboczu Lackowej było inaczej - tam krok w tył, w dół okazał się niemożliwy - nawet szorując tyłkiem po zboczu.
Dołączam do grupy tych, którzy czują respekt przed tą "kapuścianą" górą.