Rozumiem, na podanej przez Ciebie trasie będzie przejazd tylko 1 lutego. Następnego dnia są inne odcinki.
Uwierzcie, organizatorzy uważnie przypatrują się całej "otoczce" imprezy. Też nam niesamowicie zależy by był śnieg na drodze, z kilku powodów. "Magurski" jest praktycznie jedynym rajdem śniegowym, jaki bywa w Polsce, teraz takie zimy mamy... Tu jest specyficzny mikroklimat i jak widzicie śnieg jakowyś leży, choć w całym kraju zielono. Niesamowicie istotne jest to, by zawodnicy jechali po śniegu, naprawdę zależy organizatorom na tym, by niedopuścić do zniszczeń nawierzchni. Zawsze przygotowywane są dwie wersje rajdu, bez śniegu nikt nie pozwoli sobie na puszczenie rajdu szutrówką. Od tego są drogi asfaltowe. Nigdy organizatorzy nie korzystają i nie prowadzą trasy drogami, które nie mają statusu drogi publicznej. Zawsze na kilka miesięcy wcześniej zdobywane są zgody, a wykorzystanie dróg w sposób szczególny wpisane jest do zbioru przepisów ruchu drogowego.
Mam nadzieję, że uwierzycie, że weekendowa impreza i praktycznie kilka godzin jazdy aut rajdowych "pełną mocą" nie zniszczy totalnie piękna tej ziemi.
Osobiście nie jestem organizatorem, ale pomagamy klubowi z Krosna w organizacji, będziemy się starać, by zabezpieczyć odpowiednio trasę, by pozostała po nas na "naszym odcinku" czysta i by traktowano nas jako miłych gości, bo gośćmi jesteśmy, zresztą podobnie jak plecakowi turyści.
W niedzielę, po imprezie sporo z nas pozostanie w Beskidzie i pójdzie na szlak - nie żyjemy samymi oparami benzyny
Miło wspominam zawsze życzliwych mieszkańców, którzy zmarzniętych sędziów czy osoby zabezpieczające poiły gorącą herbatą, częstowały pierogami czy po prostu w przerwie zapraszały do domu na ogrzanie podczas poprzednich edycji. Miłe były rozmowy, choć nie brakowało oczywiście i głosów wrogo wręcz nastawionych. Aktor z Odernego był na nie, żona przeciw, ale sąsiad mieszkający vis a vis z całą rodziną z wypiekami na twarzy i przy wspólnym ognisku glądał nocny przejazd aut. I cieszył siejak dziecko. I Wojtek z Nowicy, i Leszek i gospodarz z domu przy cerkwi, który opowiadał nam z zacięciem o Antonyczu. Rozumieli to i jeżeli nawet nie byli zachwyceni to nie dali nam tego odczuć... Wręcz przeciwnie życzliwość czuło się w mroźnym powietrzu.
Odwiedzamy ich i latem i jesienią, bo tu przyjeżdzać... warto!
Do spotkania już od jutra, chętnie spotkam się z beskidnikami. Pogadamy, zrozumiemy się, piwo wypijemy (po służbie
).