Ja jeszcze dopiszę że WRESZCIE, po kilkunastu latach znajomości internetowej udało mi się z Pablem, jak również z Jego Synami a także z Madzią (Madzia na końcu, tylko dlatego, że nasza internetowa znajomość jest trochę krótsza) poznać osobiście.
Spędzałam kilka przedsylwestrowych dni i samego Sylwestra w Kotani, z ekipą towarzyską związaną z ukończonym właśnie kursem SKPG Gliwice oraz kursem SKPB Lublin. Poznaliśmy się w ubiegłym roku w Jaśliskach i młodzi postanowili to kontynuować. Była to impreza typowo towarzyska, nie szkoleniowa.
Niektórzy tylko imprezowali, ale we czwórkę, a czasem w piątkę z najbliższymi znajomymi trochę pojeździliśmy i pospacerowaliśmy po okolicy, moje zdjęcia zobaczyć można tutaj:
https://picasaweb.google.com/1101440235 ... ylwestrowoCo do chatek - ja jeździłam i jeżdżę nadal do chatek "od zawsze", pierwszy raz byłam na Pietraszonce i zaraz potem w Danielce na tzw. SPR-ach w roku 1973 (aż wstyd się przyznać). I jakoś mi się wydaje, że taki typ turystyki imprezowo-chatkowej panował w chatkach też "od zawsze", sama na studiach jeździłam do chatek głównie imprezować, ale po 2-3 latach to było dla mnie już niewystarczające. Mniej więcej wtedy poznałam osoby, które więcej wędrowały i za ich namową zapisałam się na kurs SKPG.
Kiedy zaczęłam chodzić po górach na przejściach kursowych, potem już z kolegami z SKPG - to owszem czasem nocowałam w chatkach, ale rzadko, częściej były to stodoły, namiot, czasem koleby w Tatrach, czasem płachta biwakowa, czasem też schroniska PTTK (mowa o polskich górach).
Niemniej na kilku przejściach kursowych, które prowadziłam w Beskidzie Niskim już po roku 2000 korzystaliśmy z chatek często i gęsto (tam gdzie były) bo to najtańszy sposób nocowania pod dachem, a przyjścia w Beskidzie Niskim odbywały się zimą. Byliśmy w tych chatkach sami, nie przypominam sobie sytuacji aby był ktoś oprócz nas.
Można oczywiście spać w namiotach i dla kursantów też jest to pouczające, ale jednak przejście kursowe ma na celu to aby jak najwięcej zobaczyć, więc trochę szkoda czasu na wszelkie czynności związane z zimowym biwakowaniem.
Chcąc skorzystać z chatki
zawsze wcześniej umawiałam się z kimś z szefostwa, dowiadywałam się czy będzie to możliwe, ale nigdy nam nie odmówiono. Zdarzało się nawet że do obsługi naszej grupki (zwykle było to około 15 osób) ktoś specjalnie dojeżdżał, a czasem byliśmy upoważnieni do wzięcia klucza.