Główny Szlak Beskidzki. 519 kilometrów wielkiej przygody. Niestety, póki co nie dane mi było spróbować przejść cały GSB za jednym zamachem i robię go w odcinkach. Chciałbym opisać tu krótko przejście czerwonym szlakiem przez Beskid Niski w lipcu b.r. (relacja obiecana co poniektórym na innych forach górskich już dawno temu
).
Gorlice, 18 lipca 2011 r., godzina 6.40Czekam cierpliwie na przystanku w Gorlicach przy ul. Kościuszki na Zawodziu, aż autobus relacji Gorlice-Krynica firmy "Voyager" przebije się przez poranne korki, a następnie poczeka w kolejce na przystanku, bo zatoczkę zapychają inne busy i "Voyagery" jadące gdzie indziej (np. do Zakopanego).
Z niewielkim opóźnieniem spowodowanym ww. czynnikami "Voyager" rusza. Nie wygląda na to, żeby do Krynicy jechał jakiś inny turysta poza mną. Część ludzi wysiada na krzyżówce w Ropie, część w Grybowie (gdzie do szewskiej pasji doprowadzają mnie, współpasażerów i kierowcę światła związane z remontem
), ktoś wysiada we Florynce, ktoś wsiada - ot, zwykły kurs. Ale nie dla mnie! Odcinek Florynka-Krynica widzę po raz pierwszy w życiu. Pogoda tego dnia była przepiękna, a co za tym idzie, widoki także!
Krynica, 18 lipca 2011 r., godzina 7.47
Punktualnie co do minuty wysiadam na przystanku w pobliżu GSB i po krótkim rzucie oka na plan Krynicy ruszam we właściwą stronę. W Parku Zdrojowym widzę kuracjuszy. Ja jednak z każdym krokiem oddalam się od centrum kurortu. W końcu staję na skraju miasta przed tabliczką "Huzary - 1 h". Pierwszy szczyt przede mną! No to jazda...
O matko i córko - jak mi się kiepsko idzie! Chyba wyszedłem zupełnie z formy! Mam lekki plecak plus mapnik (razem mniej niż 10 kg ekwipunku), a wydaje mi się, że pełznę jak ślimak. Na szlaku nikogo nie ma - i dobrze, bo sądzę, że kompromitować się jest lepiej w samotności
Patrzę na zegarek - jeszcze 50 minut do szczytu, jeszcze 40... Zaraz, zaraz - skąd tu się wziął ten żółty szlak?! Przecież on powinien tu być za pół godziny! Nie wierzę - jestem na szczycie po 27 minutach! Uległem złudzeniu, że jest ciężko
Przy skrzyżowaniu szlaków pierwszy napotkany turysta. Pozdrowienia. Zagadnąłem dokąd idzie. "Do Krynicy żółtym szlakiem" (robił pętlę). "Ja idę Głównym Szlakiem Beskidzkim przez cały Beskid Niski" - powiedziałem nieskromnie. Dostrzegłem coś jakby podziw w jego oczach
No to "see you" (jak to mawiali niemieccy żołnierze rozstrzeliwując angielskich soldiersów
), mały postój na szczycie Huzarów obok rzeczonego skrzyżowania szlaków, SMS-y do kilku osób i "lecim na Szczecin"
Leśne drogi rozjeżdżone przez drwali wyglądają jak trasa przemarszu wojsk niemieckich w ZSRR we wrześniu 1941 r. po ulewnych deszczach
No nic - jakoś bokiem da się obejść te bagna... Idąc w pobliżu potoku widzę wychodząc zza zakrętu jakiegoś "plecakowego" turystę. Ilość ekwipunku imponująca! Mówię "Cześć" i zaczynam pogawędkę. Okazuje się, że turysta ów idzie generalnie w tą samą stronę co ja i też ma plan przejść GSB do Komańczy (zaczął w Krynicy jakąś godzinkę-dwie przede mną). Pytam, czy możemy iść kawałek wspólnie. Zgadza się, ale ostrzega, że nie ma zbyt szybkiego tempa. Ja mówię, że mi się nie spieszy. Idąc rozmawiamy. Zwracam uwagę na jego nadmiar bagażu. Mówi, że pierwszy raz w życiu pojechał na taką poważną wyprawę i już się przekonał, że zabrał za dużo. W końcu wymieniamy uściski dłoni. Dowiaduję się, że Sylwek (bo tak się przedstawił) pochodzi z Warszawy. Jest 10-15 lat starszy ode mnie. Zupełnie nieoczekiwanie dowiaduję się, że przyjechał w Beskid Niski "zrobić coś dla siebie". Rozsypało mu się małżeństwo
Chyba chce to wszystko przemyśleć (zapomnieć?). Ja nie naciskam, zmieniam temat rozmowy na inny, mniej przykry -ale moje myśli od razu mkną ku głównemu bohaterowi filmu "Winio truskawkowe"...
Tak się zagadaliśmy z Sylwkiem, że przeoczyliśmy skręt szlaku. No trudno. Być w Beskidzie Niskim i nie zabłądzić oznacza, że nie było się w tych górach
Co jakiś czas stajemy przed brodem, gdzie musimy ściągać buty i skarpety - i jazda na drugą stronę, gdzie je zakładamy. Za pierwszym, drugim i trzecim razem była to atrakcja - za szóstym już coś nieco irytującego
W końcu stajemy przed potokiem Mochnaczka. W sumie to chyba nie potok, a rzeka szerokości Ropy w jej górnym biegu! Przystępujemy do forsowania przeszkody wodnej w bród. Woda jest cudownie orzeźwiająca! Potem już tylko marsz asfaltem na północny-zachód i postój na przystanku koło cerkwi. Korzystam z przystankowej ławki, jem śniadanie, a potem (zostawiwszy plecak pod opieką Sylwka) biegnę do sklepu naprzeciw. Podczas "przystankowania" rozmawialiśmy (a raczej rozmawiałem ja) z dwoma tubylcami. Chyba turyści nie zaglądają tu za często, skoro wzbudziliśmy takie zainteresowanie lokalnej społeczności
Sylwek idzie obejrzeć cerkiew, a ja chcę ruszać od razu w górę. Żegnamy się, a ja wyrażam nadzieję, że spotkamy się dziś wieczorem w studenckiej bazie namiotowej w Regetowie. Sylwek mówi, że dojdzie chyba tylko do Hańczowej (istotnie, jego tempo nie było zbyt prędkie, a kondycja zbyt dobra...), a w razie czego ma namiot, to może zanocować gdzie dojdzie. Nie wiedziałem tego wtedy, ale nie widziałem go już więcej po tym rozstaniu...
Podejście przez łąki w słońcu. Piękne widoki. Las, błoto, znowu łąki - i już schodzę do Banicy. Po prawej widzę charakterystyczny kształ "policyjnej góry", tj. Lackowej ze słynnym zachodnim zboczem. Tymczasem docieram do asfaltowej drogi i zastanawiam się, gdzie u diabła idzie ten czerwony szlak! W końcu wybieram drogę polną, która wydaje się być tą samą co na mapie i jazda w górę! Słoneczko daje już ostro popalić, ale zbliża się zbawcza linia drzew na Sołdywcu... Wchodzę w las. Co za ulga! Ale gdzie jest szlak?! Ja *** - oczywiście nie ma! No nic - na taki niespodzianki jestem przygotowany. Wyciągam kompas, ustalam orientacyjny punkt gdzie jestem, wyznaczam azymut i вперед!
Chaszczowanie to kwintesencja turystyki w Beskidzie Niskim. Co jak co, ale tam mi leśnego gąszczu nie brakowało
No, wreszcie widać prześwit w tej "dżungli". Staję na skraju lasu... nad 8-metrową skarpą nadrzeczną. W dole rzeka Biała. Nie powiem, że ta skarpa była pionowa, ale że nie była stroma, to też by było kłamstwo... Iść dalej i poszukać łagodnego zejścia czy też spróbować tu. "Do odważnych świat należy". Zrobię to najwyżej jak Frodo przed Czarną Bramą w filmie "Władca Pierścieni. Dwie Wieże". Zrobiłem pierwszy krok. Po trzecim czułem, że przestaję panować nad sytuacją...
Co stało się nad rzeką Białą nieopodal Izb? Dlaczego warto mieć w Beskidzie Niskim nieprzemakalne buty? Dlaczego nie chciałem opuścić bazy w Regetowie?
Odpowiedzi na te i inne pytania, jak również zdjęcia z wyprawy - już wkrótce