jarek surowiczny pisze:
http://wyborcza.pl/1,88975,6116478,Gra_z_bezpieka_o_zycie_Cerkwi.html
jak narazie dostępne w wersji papierowej
polecam
Gra z bezpieką o życie Cerkwi - rozmowa z abp Sawą
Katarzyna Wiśniewska, Jan Turnau
Wiemy, że chcą Księdza Arcybiskupa lustrować. Zanim to nastąpi, proszę nam opowiedzieć, jak Ksiądz pamięta te czasy.
Jakie zmartwienia ma dzisiaj Cerkiew, którą Ksiądz Arcybiskup kieruje? Pytamy o problemy doczesne.
Arcybiskup Sawa: Udało się nam porozumieć z rządem, został powołany zespół rządowo-kościelny. Zajmuje się problemami bieżącymi, w tym bardzo ważnej sprawy regulacji własności cerkwi na terenie Diecezji Przemysko-Nowosądeckiej. Ten problem był zawsze bardzo trudny, musieliśmy wręcz odwołać się do Trybunału w Strasburgu, jednak zanim zapadła tam decyzja, uzgodniliśmy z obecnym rządem, że te sprawy rozwiążemy w Polsce. Przy pomocy Kościoła rzymskokatolickiego udało się doprowadzić do spotkania między prawosławnymi, grekokatolikami i rządem. Podpisaliśmy porozumienie.
Gdy zostałem metropolitą w 1998 roku, nie mieliśmy komisji majątkowej, teraz działa i nie ma tam szczególnych zgrzytów, chociaż zajmujemy się kwestiami delikatnymi. Cerkiew cieszy się stabilizacją.
Jednym z problemów, z którym do dzisiaj boryka się Kościół katolicki, jest lustracja. Biskupi powołali komisję, która zbadała materiały IPN dotyczące wszystkich katolickich hierarchów. Czy w Kościele prawosławnym też stworzono podobną komisję?
- Gdy byłem młody i bardzo gorliwy, uważałem, że gdy ktoś narozrabia, trzeba go ukarać. Pamiętam, że jeden ze starszych biskupów mawiał: "Bracie, patrz, żebyś ty miał czyste portki". Zdecydowaliśmy, że w cudzych grzechach grzebać nie będziemy, każdy odpowiada za siebie przed Bogiem. Takiej komis
Kościół prawosławny był represjonowany nie tylko w PRL, ale także w II RP.
- Tak, nasz Kościół w II RP był bardzo dotkliwie prześladowany. Duchowieństwo inwigilowano, zamykano parafie, burzono świątynie. Zburzono w tym czasie ponad 150 cerkwi w różnych częściach Polski. Po wojnie Kościół był bardzo osłabiony, a komuniści stosowali podobne represje, wykorzystując tę słabość. Wciąż nachodzono biskupów, księży.
Śp. Bronisław Geremek słusznie mówił, że lustracja jest prawnie niedopracowana i szkodzi zarówno winnym, jak i niewinnym. W to błoto wciągnąć można każdego. Wciągnięto naszych biskupów. Mnie samego także.
Wiemy, że chcą Księdza lustrować. Zanim to nastąpi, proszę nam opowiedzieć, jak Ksiądz pamięta tamte czasy. Nie widzieliśmy Księdza teczki w IPN, ale otrzymaliśmy e-maila z informacjami na temat jej zawartości od jednego z polityków. Podobno bezpieka zarejestrowała Księdza w lutym 1966 r. jako tajnego współpracownika o pseudonimie "Jurek". Wiedział Ksiądz o tym?
Widział Ksiądz swoją teczkę w IPN?
Nie widziałem i nie zamierzam, bo nie będę grzebał w śmieciach. Jest to niepotrzebne.
Esbecy nachodzili Księdza?
- Chciałem pisać doktorat w Jugosławii. Nie dostawałem paszportu. Cały rok 1964 mnie wodzono. Poproszono w końcu na Koszykową, gdzie usłyszałem: "Otrzyma ksiądz paszport, ale mamy tu tyle dokumentów pokazujących, jak ksiądz rozrabia. Ale my w to nie wierzymy, bo trzeba by mieć 50 lat, żeby to zrobić, a ksiądz ma dopiero 27". I dostałem paszport. Nikt mi nie mówił dokładnie, co za dokumenty na mnie mają, tyle że wiedziałem, że to jakieś kompromitujące fałszywki.
Padła wtedy jakaś propozycja współpracy?
- Żadnych takich propozycji nie otrzymałem. Kiedy wróciłem ze studiów w 1966 r., ówczesny metropolita Stefan wezwał mnie do siebie i mianował dyrektorem kancelarii. Ociągałem się, ale nie było dyskusji. Od tamtego momentu ciągle mnie wzywano do Urzędu ds. Wyznań, tam mnie maglowano, chcąc nie chcąc musiałem słuchać. Gdy wymigiwałem się, usłyszałem: "Jeśli Mahomet nie przyjdzie do góry, to góra przyjdzie do Mahometa".
Z materiałów SB wynika jakoby, że ppłk Zbigniew Siellawa zwerbował Księdza "na podstawie dobrowolności". Jak wyglądały te rozmowy? O co najczęściej pytali Księdza esbecy?
- O nastroje, ogólną sytuację. U nas był problem z wyższą hierarchią, nie mieliśmy kandydatów, bo żeby być biskupem, trzeba u nas być zakonnikiem, mieć wyższe wykształcenie. Mojego poprzednika księdza Bazylego w tym celu rozwiedziono - o to też pytali. Albo ilu wiernych się spowiada w języku polskim, ilu w ukraińskim. Rozmowa była z pewnością ukierunkowana tak, jak esbeków interesowało, i oni wyciągali z niej takie wnioski, jakie chcieli. A co potem wypisywali, to już mnie przecież o zdanie nie pytali.
Jak często spotykał się Ksiądz z esbekami?
- Nie pamiętam, może raz na pół roku, może częściej.
Informował Ksiądz przełożonych o tych spotkaniach?
- Mówiłem metropolicie Stefanowi, którego przecież tak samo nachodzili. Był zdania, że musimy się spotykać, ale trzeba być oględnym. Tego samego zdania był metropolita Bazyli.
I był Ksiądz oględny? Nie powiedział Ksiądz czegoś, co mogło komuś zaszkodzić?
- Starałem się. Nie zrobiłem niczego złego dla Ojczyzny, dla Kościoła czy dla kogokolwiek.
Podobno w papierach esbeckich odnotowano, że raz charakteryzował Ksiądz biskupów, podkreślając ich wady, a innym razem przekazywał Ksiądz plotki o dewiacjach seksualnych duchownych prawosławnych.
- Nie pamiętam konkretnego spotkania, na którym miałbym coś złego mówić o biskupach. Jeśli pytali o kogoś, mogłem co najwyżej mówić na przykład, czy on jest aktywny, czy nieaktywny. Druga sprawa to kłamstwo - skąd ja bym miał wiedzieć, jakie kto ma skłonności?! A nawet gdybym wiedział, nie mówiłbym o tym.
Bezpieka wykorzystywała każdy szczegół, informację o cudzej słabostce.
- Tak, wiem, że to wykorzystywali, nie tylko to, co usłyszeli, ale co posłyszeli. Taki esbek musiał udowodnić, że pracował z kimś aktywnie. Cokolwiek bym powiedział, starali się z tego zrobić użytek. Nie sposób było temu zapobiec.
W dniu rejestracji ponoć poinformował Ksiądz o przebiegu Wszechprawosławnej Konferencji Teologicznej w Belgradzie poświęconej dialogowi z Kościołami anglikańskim i starokatolickim. I skrytykował Ksiądz niektórych uczestników tej konferencji, m.in. rektora Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie ks. Serafina Żeleźniakowicza. To prawda?
- Nie mogłem go krytykować, bo to był mój ojciec duchowy i wychowawca, którego ceniłem, do śmierci trzymałem go jako proboszcza. A o konferencji też nic nie mogłem mówić z tej prostej przyczyny, że mnie na niej nie było.
W październiku 1966 r. w kawiarni Krokodyl miał z kolei Ksiądz zrelacjonować spotkanie ekumeniczne w parafii św. Anny w Warszawie. I zarzucać Kościołowi rzymskokatolickiemu brak zaangażowania w ekumenizm.
- Oficerowie czasem proponowali spotkanie w mieście, nie neguję tego. Zdarzało się, że na nie chodziłem, w czasie gdy pracowałem w kancelarii. Ale akurat żadnej kawiarni Krokodyl nie pamiętam. Na spotkaniach u św. Anny bywałem, bo byłem wtedy zwolennikiem ekumenizmu. Spotykałem się z biskupem Miziołkiem, z siostrą Joanną Lossow, księdzem Nowickim, ojcem Haukem.
Ale czy mógł Ksiądz mówić esbekom o napięciach między Kościołem prawosławnym i katolickim?
- Nie wiem, nie pamiętam dokładnego przebiegu tylu rozmów. Ale za to oni uważali, że ja uprawiam "wypaczoną ekumenię".
To znaczy?
- Kiedy brałem udział w odpuście w Polanach, wierni poprosili mnie, żeby zaprosić księdza unickiego na obiad. I tak się stało. Ksiądz miał chyba na nazwisko Wysoczański. Zjedliśmy obiad w miłej atmosferze, wznieśliśmy toasty. Gdy wróciłem do Warszawy, wezwano mnie na dywanik do Urzędu ds. Wyznań i tam usłyszałem o tych moich "wypaczeniach ekumenicznych".
(...)
http://wyborcza.pl/1,96165,6116478,Gra_ ... &startsz=x