"Mieszkańcy wsi Cieklin, położnej nieopodal Folusza, postanowili zbudować kościół. Diabły zrazu przyglądały się tej pracy z niedowierzaniem, ale kiedy zdały sobie sprawę, że znów powstanie świątynia i znalezienie grzesznika, którego duszę można by zabrać do piekła, będzie coraz trudniejsze, postanowiły nie dopuścić do jej ukończenia. Znalazły przeto na Magurze Wątkowskiej ogromny głaz, największy, jaki był w całym Beskidzie, i postanowiły wspólnie unieść go w górę, a potem z bardzo wysoka spuścić na budowany w Cieklinie kościół. Głaz był tak ogromny, że gdyby faktycznie spadł na kościół, ślad by najmniejszy po nim nie pozostał, chyba tylko głęboka na sto łokci dziura w ziemi. z ziemi i niosły. Jako zamierzały, tak też zabrały się ochoczo do roboty. W kilkunastu ledwie głaz uniosły z ziemi i niosły zgodnie z zamierzeniem w kierunku Cieklina. Ciężki był okrutnie, przeto parę razy po drodze spoczywały. Świtać już poczynało, a oni jeszcze nawet do Folusza głazu nie donieśli. I kiedy po raz kolejny wydźwignęli go wysoko w górę, naraz usłyszeli pianie koguta. Wtedy piekielne moce ich opuściły i niesiony głaz wypadł im z kosmatych diabelskich szponów. Spadając na zbocze Kosmy, rozbił się na kilka mniejszych, ale przecież i tak ogromnych kamieni. W ten oto sposób kościół z Cieklinie został uratowany od zagłady." To fragment legendy "Diabli kamień" z Andrzeja Potockiego "Legendy łemkowskiego Beskidu."
|