Sercu bliski Beskid Niski

Forum portalu www.beskid-niski.pl
Dzisiaj jest 28-03-2024 10:49

Strefa czasowa UTC+01:00





Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 53 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Autor Wiadomość
Post: 29-08-2012 07:30 
Offline

Rejestracja: 07-11-2008 19:15
Posty: 114
Lokalizacja: Dukla
mar-k pisze:
Żmigród ma własną gazetę „Region Żmigrodzki” Tu sporadycznie znaleźć można artykuły poświęcone błogosławionemu.

Ma i można ją poczytać online.
http://www.jerzy.nazwa.pl/
Po lewej stronie zakładka "Region Żmigrodzki"


Na górę
Post: 02-09-2012 11:19 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
Właśnie za sprawą szymka mam możliwość wygodnego dostępu do Regionu Żmigrodzkiego. W nim (6/2009)przedstawiony poniżej wspomnieniowy artykuł.

Wspomnienie o ks. Władysławie Findyszu z Nowego Żmigrodu

Po zakończeniu II wojny światowej powróciłem z Niemiec, gdzie byłem na przymusowych robotach, do swoich najbliższych w Krempnej. Na Łemkowszczyźnie działy się przerażające rzeczy. Wysiedlano jej mieszkańców na radziecką Ukrainę. Nieco Łemków pozostało jeszcze w Krempnej, Kotani, Żydowskiem i Grabiu, a pojedyncze rodziny w Rozstajnem, Świątkowej i Ożennej. Ze Świerzowej i Wyszowatki zabrano wszystkich. Obowiązki zamkniętego Urzędu Gminy w Krempnej przejął Nowy Żmigród. Na teren byłej gminy mianowano jako administratora mieszkańca Krempnej Jana Reszetara. Był już w podeszłym wieku, więc gdy wróciłem z Niemiec zaproponowano mi jego stanowisko. Tę funkcję pełniłem do jesieni 1946r.
Pewnego zimowego dnia, na przełomie 1945 i 1946r., szedłem do UG w Nowym Żmigrodzie, załatwić jakieś sprawy urzędowo - administracyjne. Po drodze, między Kątami a Nowym Żmigrodem, dogoniłem kilku starszych łemkowskich mieszkańców Polan. Wędrowali do księdza Władysława Findysza prosić o pomoc, by mogli pozostać w Polsce, w swoich gospodarstwach, odziedziczonych po rodzicach. Ponieważ w latach 1947 -1949 byłem sekretarzem UG w Polanach, wiem, że wielu Łemków z Polan i Olchowca w razie potrzeby legitymowało się zaświadczeniami z Rzymskokatolickiego Urzędu Parafialnego w Nowym Żmigrodzie. Stwierdzały one, iż dane osoby są wyznania rzymskokatolickiego. Potwierdzała to urzędowa pieczątka i podpis ks. Władysława Findysza. Prawdopodobnie miał on z tego powodu jakieś nieprzyjemności. Zaświadczenia uchroniły wielu ludzi przed wysiedleniem na Wschód i na zachodnie ziemie Polski. Tę ogromną pomoc ze strony księdza Władysława Findysza tutejsi Łemkowie ciągle pamiętają i o dobrym proboszczu nigdy nie zapomną. Po kilku latach zostałem kierownikiem Szkoły Podstawowej w Myscowej. Pamiętam, że- chyba raz w tygodniu - przyjeżdżał z Nowego Żmigrodu furmanką ks. Władysław Findysz, by prowadzić naukę religii. Wtedy miałem możliwość osobiście go poznać. Tłumaczył dzieciom, żeby zawsze całym sercem kochały Pana Boga, szanowały każdego człowieka i samych siebie. Nie wiem, jakim ja byłem wtedy nauczycielem. Myślę, że chyba dobrym, bo dzieci mnie ceniły, ale ks. Władysława Findysza tak bardzo kochały, że wprost nie mogły się doczekać jego przybycia na katechezę.
Pewnej niedzieli, latem, pod koniec lat 50 ubiegłego wieku, proboszcz przyjechał z Nowego Żmigrodu do Polan. Tam, w bardzo zniszczonej podczas wojny greckokatolickiej cerkwi, odprawiał w obrządku rzymskokatolickim mszę, w obecności
greckokatolickiego księdza z Krempnej Jana Wysoczańskiego. W kazaniu do ludności łemkowskiej z Polani Olchowca
powiedział, że wszyscy, którym w latach powojennych wydał zaświadczenia, że są wyznania rzymskokatolickiego, teraz już
mogą powrócić do poprzedniego, greckokatolickiego. Jeśli chcą, mogą też pozostać przy nowym wyznaniu, gdyż to ta sama
wiara, tylko w innym obrządku. Był to duszpasterz z powołania. W każdym jego słowie była wielka miłość do ludzi, niezależnie
od narodowości czy wiary. Nikomu nie odmawiał posługi duchowo - religijnej, a w miarę możliwości pomagał też materialnie potrzebującym.
Chyba ostatni raz spotkałem się z tym, pod każdym względem dobrym, kapłanem już po zwolnieniu go z więzienia.
Przyjechał z biskupem i innymi księżmi do Olchowca. Tam, w niewielkiej, ale pięknej greckokatolickiej cerkiewce, odprawili
mszę świętą. Po nabożeństwie, na placu przy cerkiewnym, rozmawiali z parafianami: dorosłymi, młodzieżą i dziećmi.
Przyszedłem wtedy z trzema córkami. Ksiądz Władysław Findysz już źle wyglądał. Był bardzo szczupły, miał postarzałą twarz. Widać było, że trudno mu rozmawiać. Bardzo się ucieszyłem, że mogłem się spotkać z tym bogobojnym i oddanym ludziom kapłanem.
Niedługo później nadeszła smutna wiadomość, że sługa boży Władysław Findysz odszedł do Ojca Niebieskiego. A w 2005r., zarówno Polacy jak i Łemkowie, ucieszyli się, że kochany za wielką bogobojność kapłan, został przez Stolicę Apostolską
uznany za błogosławionego. Błogosławiony księże Władysławie Findyszu, który już jesteś przy tronie Boga, módl się do miłosiernego Ojca, ażeby tu, na pięknej ziemi, ludzie zawsze miłowali stwórcę i wszystkich świętych, po bratersku się szanowali i tym samym, żeby zapanował prawdziwy pokój.

Grzegorz Bowanko

Pozdrawiam! mar-k


Na górę
Post: 06-09-2012 17:53 
Offline

Rejestracja: 07-11-2009 18:57
Posty: 2277
Ze wspomnień ówczesnego kierownika szkoły w Łężynach (za Nasza Arka nr 10/2005)
Idąc placem Żwirki i Wigury w Jaśle spostrzegłem nagle wysokiego, kościstego mężczyznę w popielatej czamarze o twarzy szaro-sinej, za którym ludzie się oglądali. Szedł a raczej wlókł się powoli. Potem usiadł na ławce. Widocznie czekał na autobus. Widać było, że jest chory. Chyba nie znałem go. Ale po chwili wpatrywania twarz wydała mi się znana. Nadeszła moja była uczennica. Zaczepiłem ją i zapytałem o tego księdza. "To pan go nie zna? To nasz proboszcz Findysz" Osłupiałem. Przystąpiłem do dziekana i mówię: "Przepraszam księdza, że nie pozdrowiłem, ale nie poznałem". Ksiądz Findysz na to: "A ja pana zaraz poznałem, ale nie chciałem zaczepiać. Myślałem, że pan boi się milicji". Żachnąłem się. "Za kogo mnie ksiądz bierze? Nie jestem partyjnym". Zaczęliśmy rozmawiać. Ksiądz Findysz: "Zmieniłem się bardzo w więzieniu w ciągu tych kilku miesięcy. Traktowano mnie jak bandytę, upokarzano, wyśmiewano, popychano po chamsku, głodzono. A gdy prosiłem o jedzenie karmiono mnie słonymi śledziami nie dając kropli wody do popicia. Bardzo się męczyłem. Zacząłem chorować". Po jego twarzy płynęły łzy jak dziecku. Z wielkim żalem w sercu zacząłem go pocieszać, że w domu przyjdzie do siebie. Nadjechał autobus do Żmigrodu. Musieliśmy się rozstać. Już na zawsze. Wkrótce potem zmarł na raka gardła.


Na górę
Post: 02-10-2012 06:15 
Offline

Rejestracja: 07-11-2009 18:57
Posty: 2277
"Był dobrym pasterzem, znał problemy swoich parafian i często pomagał w rozwiązywaniu trudnych sytuacji. Mąż mojej przyjaciółki był na stanowisku partyjnym w związku z tym nie mieli ślubu kościelnego. W rozmowie z moją przyjaciółką poruszył ten temat i zaproponował, że w największej dyskrecji da im ślub. Tak więc w późnych godzinach nocnych czekał na nich w kościele i udzielił sakramentu małżeństwa, za co byli mu wdzięczni, a mnie to opowiedziała przed swoją śmiercią" (wspomnienie K. Dziadosza).


Na górę
Post: 01-12-2012 07:01 
Offline

Rejestracja: 07-11-2009 18:57
Posty: 2277
Podczas jednej z wizyt w sklepie rzeszowskiego Caritasu przy ul. Zamkowej nabyłem ostatni (chyba) egzemplarz książki ks. Andrzeja Motyki "Dobry Pasterz. Biografia sługi Bożego Ks. Władysława Findysza", wydanej w Rzeszowie w 2003 r. Wspominał o tej książce już wcześniej mar-k. Wydana została jeszcze przed zakończeniem procesu beatyfikacyjnego, choć wśród zdjęć zamieszczonych na końcu książki są te z zakończenia procesu beatyfikacyjnego w kościele pw. Św. Krzyża w Rzeszowie (dla Rzeszowiaków Kościele Gimnazjalnym) i zdjęcia z przekazania akt procesowych rzymskiemu postulatorowi procesu beatyfikacyjnego ks. Piotrowi Tarnawskiemu.
Będę cytował liczne fragmenty w tej książki z góry przepraszając za brak zachowania chronologii.
Oto jeden z fragmentów w/w książki:
"Nominacja na administratora parafii w Żmigrodzie Nowym otworzyła nowy rozdział w życiu ks. Findysza, a mianowicie czas samodzielnej pracy duszpasterskiej, w której ważną rolę odgrywały doświadczenia nabyte na poprzednich placówkach. Zlecone mu bowiem zadanie wymagało roztropności, wyrobienia duszpasterskiego i odpowiedzialności. Nie było więc ono łatwe w realizacji. W swoim posługiwaniu nawiązał oczywiście do sposobów pracy swego poprzednika na urzędzie ks. Franciszka Wilczewskiego, ale nie wahał się wprowadzać także własnych rozwiązań. Dnia 17 lipca 1941 r. ks. Findysz objął zarząd nowej placówki. Jako administrator był jednak tylko czasowym jej rządcą. Toteż 30 kwietnia 1942 r., po ogłoszeniu przez Kurię Biskupią w Przemyślu konkursu na stanowiska proboszcza w Żmigrodzie Nowym zgłosił swą kandydaturę. Prócz niego ubiegało się o nie jeszcze czterech kapłanów: ks. Feliks Świder, ks. Józef Wiśniowski, ks. Gabriel Marszałek, ks. Bronisław Mikulski. Ks. Findysz miał jednak nad nimi przewagę, że już blisko rok administrował parafią. Był więc najlepszym kandydatem na jej proboszcza. Ten wzgląd między innymi zdecydował, że wygrał konkurs proboszczowski oraz otrzymał prezentę od kolatora parafii hrabiego Staisława Potulickiego. Dzięki temu, w dniu 13 sierpnia 1942 r. został instytuowany na probostwo w Żmigrodzie Nowym przez dziekana dekanatu żmigrodzkiego ks. Franciszka Kasaka".
Cdn.


Na górę
Post: 13-12-2012 15:06 
Offline

Rejestracja: 07-11-2009 18:57
Posty: 2277
W Krościenku Niżnym pod numerem 374 mieszkała rolnicza rodzina Apolonii i Stanisława Findyszów. Byli oni małżeństwem od 27 listopada 1900 r. Tego dnia bowiem dwudziestoośmioletni Stanisław poślubił dwanaście lat młodszą od siebie Apolonię. Tworzyli oni typową rodzinę chłopską, w której czymś oczywistym było przywiązanie do tradycji oraz do takich wartości jak: wiara, wzajemny szacunek, praca...itp. W ich rodzinie 13 grudnia 1907 r. przyszedł na świat syn, któremu dzień później na chrzcie nadano imię Władysław (fragment książki "Dobry Pasterz" ks. Andrzeja Motyki).
Dziś mija 107 rocznica urodzin bł. ks. Władysława Findysza


Na górę
Post: 14-12-2012 18:58 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam! po dłuższej nieobecności w tym wątku.
Chyba tylko my dwaj „gramy w ping-ponga”, stary zakapiorze. Chociaż nie, raz podał piłeczkę szymek. No, cóż – poodbijajmy dalej!
Wspomniałem kiedyś o książce „Oto człowiek”, wtedy musiałem ją oddać (w jasielskiej bibliotece jedyny egzemplarz, a ktoś pisał pracę o ks. Findyszu – dziś mam ja znów na jakiś czas. Zatem słowo się rzekło...
Przytoczę tu wspomnienia niegdysiejszego Gwardiana klasztoru bernardynów w Dukli, o. Mariusza Lepianki.

Ludzie regionu Żmigrodu otaczali wyjątkową czcią św. Jana z Dukli. W lecie wielu przybywało na puszczę św. Jana. Nawet przychodzili z parafii Łężyny [pod Żmigrodem – przypis mar-k]. z relacji ludzi wiem, że Ks. Władysław Findysz uważany był za kapłana wielce czczonego. Nikt nie miał wątpliwości, że był to święty kapłan. Po jego śmierci mówiono o nim, że to prawdziwy męczennik za wiarę.
W 1964 r. wpłynęła fala modłów i próśb z regionu Żmigrodu. Ponieważ cały listopad odprawialiśmy wieczorne nabożeństwo za zmarłych z wypominkami. Mszy św. wieczornej wtedy jeszcze nie było.
Ponieważ przychodziło dużo ludzi, dlatego odmawialiśmy różaniec za zmarłych lub odprawialiśmy Drogę Krzyżową, a potem śpiewaliśmy responsorium za zmarłych „Libera me...”
W tym roku 1964 pamiętam dokładnie, że licznie przybywali ludzie z regionu Żmigrodu, Kątów, Łysej Góry, Głojsc i innych wiosek i przynosili kartki z intencjami, a najwięcej na wypominki.
Prawie każda kartka zaczynała się tak: Polecam miłosierdziu Bożemu Śp. Ks. Dziekana Findysza, a następnie wypisywali dopiero swoich zmarłych. Jako ofiarę składali drobną ofiarę pieniężną, albo żywność. Ci co przyjeżdżali furmankami przywozili ziemniaki, zboże i mieli każdy swoją kartkę bardzo dyskretnie zawiniętą. Wielu przy składaniu kartek dawało jakiś komentarz. Mówiono wtedy o zmarłym Ks. Władysławie „naszym dziekanie” jako o kapłanie dobrym, świętym, a nawet mówili w swojej szczerości, że raczej należałoby modlić się o jego wstawiennictwo przed Bogiem, niż za jego duszę. Dziwnie łączyli tę postać ze św. Janem z Dukli. Takich kartek było bardzo dużo przez kilka lat.
Ludzie opowiadali o jego aresztowaniu przez władze komunistyczne i o jego męczeństwie za wiarę.
Zanim ja przybyłem do Dukli, gdy był Ks. Findysz aresztowany, przynosili kartki z prośbą o modlitwy i Mszę św. o jego rychłe uwolnienie i wstawiennictwo św. Jana z Dukli. Ludzie relacjonowali, że od jego osoby biła powaga i dostojeństwo.
Przyznać muszę, że przez 40 lat kapłaństwa, nie spotkałem tyle dobrych wspomnień o żadnym kapłanie. Było to coś niezwykłego
."

[z:] Ks. Antoni Bieszczad: „Oto człowiekSługa Boży Ks. Władysław Findysz proboszcz w Nowym Żmigrodzie 1941-1964. Ropczyce 2002

Jeśli Czytelnia jasielskiej biblioteki pozwoli mi na dłuższe przytrzymanie tej książki, to c.d.n., jak pisze stary zakapior.
Pozdrawiam!
mar-k


Na górę
Post: 04-01-2013 19:38 
Offline

Rejestracja: 07-11-2009 18:57
Posty: 2277
Książka ks. Andrzeja Motyki, o której wspominam w wcześniejszych postach, zawiera również wiele informacji o parafii, której proboszczował bł. ks. Findysz. Oto jeden z fragmentów: "Parafia w Żmigrodzie Nowym posiadała swoją specyfikę. Przede wszystkim była to placówka przygraniczna, zarówno w sensie kościelnym jak i świeckim. Położona była bowiem w dekanacie żmigrodzkim, czyli najdalej wysuniętej na południowy-zachód jednostce administracyjnej diecezji przemyskiej. Na zachodzie w części graniczyła z terytorium diecezji tarnowskiej, a w części z parafią w Samoklęskach, od północy - z parafią w Łężynach i w Osieku Jasielskim, od wschodu - Żmigrodem Starym i Nienaszowem, zaś jej południową granicę stanowiła granica państwowa z Czechosłowacją. Nowa placówka ks. Findysza położona była niejako na uboczu, z dala od większych ośrodków miejskich np. od Jasła - ok. 19 km, od Gorlic - ok.29 km. Centrum parafii stanowił oczywiście Nowy Żmigród, miejscowość sięgająca swymi początkami najprawdopodobniej XIII w., która przez wiele set lat - od XIV w. do 1934 - posiadała prawa miejskie. Drugą znaczącą cechą była terytorialna rozległość parafii. Obejmowała swym zasięgiem aż 29 miejscowości. Były to: Żmigród Nowy, Bartne, Brzezowa, Ciechania, Desznica, Długie, Grab, Hałbów, Huta Polańska, Jaworze, Kotań, Krempna, Kąty, Myscowa, Mytarka, Mytarz, Nieznajowa, Olchowiec, Polany, Radocyna, Ropianka, Rostajne, Skalnik, Świątkowa Wielka, Świątkowa Mała, Świerzowa Ruska, Toki, Wyszowadka, Żydowskie,. Najdalej do kościoła parafialnego w Żmigrodzie mieli wierni z Grabia i Wyszowatki, blisko 30 km. Trzeba tu jednak zaznaczyć, iż w większości z wymienionych wiosek katolicy obrządku łacińskiego stanowili niewielki procent ogółu mieszkańców, a w niektórych np. Olchowiec, nie było ich wcale. Przeważali tam bowiem wierni obrządku greckokatolickiego. Na charakter parafii znaczący wpływ ma także liczba wyznawców. Również pod tym względem parafia nowożmigrodzka była dużą jednostką administracyjną. W 1941 r. posiadała ona 3767 wiernych. Najwięcej parafian mieszkało w Żmigrodzie Nowym - ok. 1100 osób, Kątach - ponad 1000, Mytarzy ok. 450, Tokach - ok. 390, Hucie Polańskiej ok. 230, Skalniku - ok. 220, Brzezowej - ok. 190, Mytarce - ok. 170 i w Krempnej - 100. Ich życie religijne koncentrowało się zasadniczo w kościele parafialnym pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, w kościołach filialnych w Hucie Polańskiej i Skalniku oraz w kaplicy na cmentarzu parafialnym; należy tu zaznaczyć, że od 1939 r. kościół w Skalniku był wikariatem eksponowanym parafii Żmigród Nowy, dzięki czemu posiadał dość znaczną samodzielność. O rozległości parafii żmigrodzkiej świadczy również to, że na jej terytorium znajdowała się osiem parafii unickich, liczących łącznie ok. 8600 wiernych. Nadto mieszkała tam dość znaczna grupa ludności żydowskiej. Trudno jest jednak, ze względu na prowadzoną od początku okupacji eksterminacyjną polityką nazistów, określić jej stan ilościowy w 1941 r. Przed wojną w 1939 r. liczyła ok. 1460 osób. Tak złożona sytuacja wyznaniowa i narodowościowa, panująca na terenie parafii stanowiła bez wątpienia duże wyzwanie dla nowego i młodego duszpasterza, jakim był wówczas ks. Findysz".


Na górę
Post: 10-01-2013 22:28 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
Słowo się rzekło... cdn.
Przytoczę niewielki fragment ze wspomnień ks. Antoniego Bieszczada:

W tydzień po śmierci ks. prob. Franciszka Wilczewskiego 17 lipca 1941 r. ks. Władysław Findysz, wikariusz a Jaśle, przybywa do Nowego Żmigrodu, aby objąć obowiązki administratora parafii.
Po rozpisaniu konkursu na probostwo w N. Żmigrodzie zgłosiło się 5 kapłanów: ks. Feliks Świder, ks. Józef Wiśniowski, ks. Gabriel Marszałek, ks. Bronisław Mikulski i ks. Władysław Findysz. Po otrzymaniu tzw. prezenty od kolatora Stanisława hr. Potulickiego, probostwo w N. Żmigrodzie otrzymał ks. Władysław Findysz.
Jako delegat biskupa ks. dziekan Franciszek Kasak z Dębowca instytuuje proboszcza ks. Władysława Findysza w Nowym Żmigrodzie 13. VIII. 1942 r. W uroczystości bierze udział kolator hr. Potulicki, wicedziekan ks. Bajgert ze Starego Żmigrodu i księża z dekanatu. W parafii ks. Findysz zastaje wikariusza ks. Tadeusza Łyszczarza, który zostaje przeniesiony do Jedlicza, a na jego miejsce przychodzi ks. Andrzej Szczurek. Jest również katecheta szkoły podstawowej ks. Leon Majchrzycki i emeryt ks. Ignacy Drozdowicz.

Pozdrawiam!
mar-k


Na górę
Post: 27-01-2013 09:54 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
Ciąg dalszy następuje...
I znów przytoczę fragment książki "Oto człowiek". Jest to urywek z kroniki żmigrodzkiej parafii:

"W akcji eksterminacyjnej okupanta zostało zastrzelonych około 1250 Żydów w Hałbowie, około 50 w obrębie miasta Żmigrodu. Straszny to był widok aut przejeżdżających przez Żmigród z Żydami wiezionymi na zagładę. Ogólnie mieszkańcy współczuli Żydom, próbując im pomagać, ale kara śmierci za taką pomoc, odbierała odwagę miłosiernym z usposobienia, czy z wyrachowania.
Okupant niemiecki podstępem wyłudził w górach spis kalek i umysłowo upośledzonych, których autami zawieziono na kirkut (cmentarz żydowski) w Żmigrodzie i zastrzelono w1942 r. Zginęło 16 osób. Ze Żmigrodu wywieziono dwie niewiasty - jako uciążliwe dla gminy i zaginęły.
Trafiały się przypadki donosicielstwa na tle rozgrywek sąsiedzkich. Konfidentów gestapo z terenu parafii było trzech. Nieielki odsetek dziewcząt upodlił się żyjąc z wrogiem.
W obozach koncentracyjnych zginęło ponad 20 osób za sprawy polityczne. Niemcy zabronili procesji poza mury cmentarza kościelnego, do chorych nie wolno jeździć po godzinie policyjnej, święta przenoszono na niedzielę."


Pozdrawiam!
mar-k


Na górę
Post: 04-02-2013 19:54 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!

Może dalszy fragment z książki Oto człowiek, z czasów wysiedlenia Żmigrodzian w 1944 r.

W dniu odpustu parafialnego, 1 X 1944 r. o godz. 9, wychodząc z kościoła usłyszeli wszyscy słowo: „wysiedlenie”. Okropny dzień – lament – zamieszanie. Ks. Findysz z ks. wikarym Andrzejem Szczurkiem, najpierw spożyli Najśw. Sakrament, zgasili wieczną lampę i zamknęli kościół. Na plebani najkonieczniejsze rzeczy spakowali do worków, wzięli na plecy, a dwie walizki do ręki i samochodem zostali wywiezieni do Samoklęsk. Tu, w dawnej dworskiej stajni, urządzają spowiedź, bo nie wiadomo, co ich czeka dalej. Z Samoklęsk wywieziono wszystkich furmankami do Biecza. Tu na targowicy odbyła się selekcja – część wysiedleńców skierowano do roboty dla Niemców, a część puszczono wolno. Im kazano szukać schronienia – mieszkania w kierunku Gorlic.
Ks. Findysz dobrze pamięta targowicę w Bieczu. Zawołano go do umierającej kobiety ze Żmigrodu. Moment rozgrzeszenia wykorzystał złodziej, zabierając księdzu teczkę, która leżała na ziemi. W teczce były pieniądze kościelne 15 tys. zł, brewiarz, rytuał, zeszyt z intencjami Mszy św. Potem Ks. znalazł się w klasztorze OO. Franciszkanów (OFM) w Bieczu, gdzie spotkał ks. Pawlikowskiego – proboszcza ze Święcan, który go zabrał do siebie.
W Święcanach Ks. Findysz mieszka na wikarówce do 23 I 1945 r. W tym dniu furmanką przez Harklowę – Dębowiec wraca do Żmigrodu. Tu zastaje kościół otwarty, ograbiony ze wszystkiego, bez okien. Plebania to puste ściany, amunicja, gnój. Dom bez drzwi, okien, rozbite piece. Ks. wikary, Andrzej Szczurek uciekł z transportu do Biecza i osiadł w Cieklinie Stąd udało mu się wywieźć z kościoła w Żmigrodzie dużą partię ornatów, kap i przywiózł do Cieklina.
Z Cieklina ks. Andrzej wraca w grudniu 1944 r. na Mytarkę i otwiera kaplicę w domu Pawła Stopy. Tu odprawia się do 1 II 1945 r. Mszę św. Natomiast ks. Kazimierz Kraus – proboszcz w Załężu przewidując splądrowanie kościoła w Żmigrodzie, wystarał się o dwie furmanki wojskowe i wiele rzeczy z kościoła w Żmigrodzie wywiózł do Dębowca.
Po powrocie Ks. proboszcza do Żmigrodu23. I. 1945 r. należało od początku zabrać się do uporządkowania kościoła i plebani. Ks. wikary pracował w kościele, a ks. proboszcz porządkował plebanię. Ludzie, którzy wrócili z wysiedlenia, pomagali chętnie w tej pracy, jak również załatwili szkło do okien, aby można było otworzyć kościół i zamieszkać na plebani.
2.II. 1945 na Matkę Bożą Gromniczną odprawiono pierwszą Mszę św. w kościele, w kaplicy Matki Bożej Bolesnej. Na ołtarzu dwie pożyczone świece, okna zaszalowane deskami przed wiatrem i mrozem. W tych warunkach Ks. Findysz jako proboszcz zostaje sam, bo ks. wikary Andrzej Szczurek opuszcza Żmigród i zamieszkał w rodzinnej parafii Jasionka.

Pozdrawiam!
mar-k


Na górę
Post: 28-03-2013 09:49 
Offline

Rejestracja: 07-11-2009 18:57
Posty: 2277
Kolejny fragment książki ks.Andrzeja Motyki "Dobry Pasterz":
"Pierwszy okres posługi duszpasterskiej ks. Findysza w tej parafii (w Nowym Żmigrodzie-przyp. st) zdominowały oczywiście warunki okupacyjne, przysparzające mu wiele trudności. Władze niemieckie kontynuowały bowiem swoją restrykcyjną politykę wyznaniową. O ograniczeniach w pracy duszpasterskiej wspominał kilkakrotnie ks. Findysz na kartach "Kroniki parafialnej". Napisał tam m. in.: "Zabroniono procesji poza mury cmentarza kościelnego. Do chorych nie wolno jeździć po godzinie policyjnej, święta przenoszono na niedziele". Okupanci dokonali nadto rekwizycji dzwonów (udało się uratować jedynie sygnaturkę, dzwon cmentarny oraz dzwon w kościele filialnym w Hucie Polańskiej) oraz zrabowały wiele szat liturgicznych i zabytkowych sprzętów kościelnych, m. in. stacje drogi krzyżowej, cenniejsze rzeźby i obrazy. Mimo tych utrudnień nowy duszpasterz żmigrodzki realizował gorliwie swoją zwyczajną posługę: odprawiał msze św., głosił słowo Boże, katechizował. Ważne miejsce w jego programie duszpasterskim zajmowało poświęcanie rodzin Najświętszemu Sercu Jezusowemu, Podjął też szereg działań doraźnych, mających na celu złagodzenie warunków wojennych, m. in. wspomagał działalność miejscowej delegatury Rady Głównej Opiekuńczej (RGO), pomagał materialnie rodzinom uwięzionych i zamordowanych, utrzymywał kontakt korespondencyjny z parafianami wywiezionymi na roboty do Rzeszy, organizował wysyłkę paczek żywnościowych do parafian przebywających w obozach koncentracyjnych, ukrywał na wikarówce osoby poszukiwane przez Gestapo, a także otoczył opieką uchodźców czasowo przebywających na terenie parafii. Bolał też bardzo nad losem ludzi eksterminowanych przez okupanta, ale niewiele mógł im pomóc. Był więc bezradnym świadkiem wywożenia Żydów do Hałbowa na miejsce kaźni oraz mordu osób niepełnosprawnych, dokonanym na żmigrodzkim kirkucie."


Na górę
Post: 01-04-2013 21:12 
Offline

Rejestracja: 11-02-2011 17:59
Posty: 80
Cytuj:
Chyba tylko my dwaj „gramy w ping-ponga”, stary zakapiorze. Chociaż nie, raz podał piłeczkę szymek. No, cóż – poodbijajmy dalej!


Poniewaz w wątku tym prezentowane są osoby duchowne, wiec chciałbym przedstawić nietuzinkową postać księdza związanego z Beskidem Niskim
Stanisław Steczkowski urodził się w Duląbce koło Cieklina w 1935r. Maturę zdał w 1955 w Nowym Żmigrodzie a następnie ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Przemyślu. Księdzem w Dukli został na początku lat 60-tych. Od początku widać było jego niesamowitą energię . Organizował wędrówki górskie dla młodzieży, kopał z chłopakami gałę" na boisku sportowym w parku dukielskim, zrobił pierwszy w okolicy wyciąg narciarski w Lipowicy itp. Widać było, że ciąży mu strój który nosi, więc zrzucił go w 1967 r. i ożenił się z Danutą /abs. SN w Krośnie/ i zamieszkali w Stalowej Woli. Czynem tym wywołał ból głowy wielu mieszkańców Dukli i okolic martwiących się o ważność ślubów, chrzcin itd.
Z b. udanego związku małżeńskiego urodziło się 9 dzieci z których najbardziej znana jest Justyna /ur. jako 4 dziecko w Rzeszowie/ -sławna wokalistka i celebrytka.
S. Steczkowski założył wiele chórów i był ich dyrygentem . Zmarł w 2001 w Warszawie, a został pochowany w Stalowej Woli.

W jednym z wywiadów Justyny Steczkowskiej czytałem, że jej ojciec był organistą w Dukli... I tak zastanawiam się czy to niewiedza czy kłamstwo....


Na górę
Post: 02-04-2013 15:06 
Offline

Rejestracja: 17-11-2011 17:45
Posty: 107
jak już jesteśmy przy księżach związanych z Duklą,
to czy ten (nie)sławny ksiądz z Tylawy, nadal odprawia msze u Marii Magdaleny?
kiedyś znajomi (ateiści!) specjalnie wybrali się na mszę o Dukli, żeby go zobaczyć.
podobno świetnie prawi kazania.
sam też się wybieram na mszę do Dukli, by zobaczyć jak żyje ten przepiękny kościół
i też bym chętnie przy okazji obejrzał sobie tą specyficzną atrakcję turystyczną w postaci księdza pedofila


Na górę
Post: 02-04-2013 15:30 
Offline

Rejestracja: 07-11-2008 19:15
Posty: 114
Lokalizacja: Dukla
Już nie głosi. Podobno ma zakaz, i to nie tylko u Marii Magdaleny. Ale kazań wartało posłuchać.


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 53 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Strefa czasowa UTC+01:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza Zespół Olympus.pl