I znów: patrzę w lewo, w prawo...
„Konkursu” Miączyńskiego z Pułaskim c.d.
Na „kartach żywota” Kazimierza Pułaskiego, co rusz spotykamy chłodne, wręcz niepochlebne opinie o nim, zwłaszcza we wczesnym okresie KB. Zapewne łączyło się to z tarciami, nawet kłótniami w zwierzchności KB*, gdzie pod gradem oskarżeń o samowolę i zbyt wczesne rozpoczęcie działań wojennych, a nawet zdradę, stał ojciec Kazimierza, Józef. Jego aresztowanie i śmierć, odcisnęła się później brakiem zaufania – wzajemnego! -------------------------. *…swary przywołał przybyciem do Baru ukochany siostrzan starego Gryfity (J. K. Branickiego) – Joachim Potocki. Właśnie imć pan podczaszy litewski rozniecał płomieniem konfederackim Ziemię Halicką i z tego powodu uważał, że jemu, a nie jakiemuś hołyszowi, na domiar złego bigotowi (J. Pułaskiemu), należy się buława regimentarska. A najciekawsze jest to, że stary hetman udzielił Potockiemu w liście do Anny Jabłonowskiej, referencje: że wraz z jego błogosławieństwem hrabia Potocki odziedziczył po hetmanie wielkim koronnym umiejętność prowadzenia potrzeby wojennej. Czyżby taką, jaką wykazał się hetman wielki koronny podczas haniebnej rejterady z Warszawy na Węgry w 1764 r.?
Z inicjatywy Anny Jabłonowskiej powstał na Podlasiu szereg związków KB, m.in. bełzki, którego marszałkiem został Józef Miączyński (28 VIII 1769 r.). Można śmiało rzec, że stał się jej protegowanym, bo to z jej namowy przystąpił do KB, i zapewne z jej podszeptów, biskup Krasiński widział go nawet marszałkiem lubelskim – a to już poważny awans, i to tak od razu! Wracamy do Pana Kazimierza. Na przełomie1769/1770 roku Generalność już nieco łaskawszym, cieplejszym okiem spogląda na Pana Kazimierza. Jest to konsekwencja przysięgi, którą Pułaski składa 10 grudnia na podległość i wierność Generalności. Jak to zwykle bywa - sukces ma wielu ojców: przeciągnięcie niesfornego, a nawet krnąbrnego partyzanta pod jej skrzydła, przypisuje sobie wielu. Zapewne miała w tym swój udział także i la belle Amélie poprzez Miączyńskiego, wykorzystując jego zauroczenie Józefiną i łudząc go szansami. Dość, że Pan Kazimierz jest jakby nieco mniej „be”.
U schyłku lipca 1770 r. pojawia się w Preszowie francuski wysłannik Charles-François Dumouriez. Zastanawia mnie określenie, a raczej epitet, spotykany w literaturze przedmiotu: kusy Francuz bądź kusy generalissimus. Fakt, niewysokiego wzrostu – a może ta „łatka” wzięła się stąd, że w dawnej kulturze ludowej Kusym zwano diabła? I tenże kusy Francuz od razu „nie lubi” Pana Kazimierza: „... był to młodzieniec bardzo dzielny i bardzo przedsiębiorczy, lecz lubiący niezależność, niestały w projektach, nie umiejący poprzestać ani na władzy ani na planie określonym, nie znający sztuki wojskowej, i wbity w pychę kilką małemi sukcesami, które rodacy jego, straszni chwalcy wynosili ponad wielkie czyny Sobieskiego. Puławski był zrazu bardzo przeciwny systemowi wojny regularnej, będąc bowiem tylko małym szlachetką, a stawszy się przez swoją śmiałość dowódzcą i niemal właścicielem małej armii, obawiał się, ażeby nowy system nie cofnął go w szeregi, i nie oddał pod rozkazy regimentarza generalnego Sapiehy, człowieka bardzo nieudolnego i którym pogardzał, albo pod rozkazy jego nieprzyjaciela Potockiego*.” -----------------------------. * Joachima, którego za śmierć swojego ojca, obwiniają Pułascy. Wypowiedź Dumourieza nie jest zaskoczeniem. Wspominany przeze mnie Kurlandczyk Heyking, zetknął się z Dumouriezem. Heyking, jak na swój młody wiek (ur. 1751 r.), zadziwia celnymi refleksjami w ocenie wydarzeń i osób. Właśnie o kusym Francuzie pisze: „Dumouriez, bardziej porywczy niż rozumny, zbyt gwałtownie ganił różne stronnictwa miast próbować je pogodzić. Okazywał rażącą wyższość i rozmawiał tonem, który musiał oburzać ludzi dumnych ze swego urodzenia, zgromadzonych pod sztandarem wolności szlacheckiej.” W historiografii KB często zarzuca się Dumouriezowi arogancję.
Ale o Miączyńskim pisze: „Hr. Miączyński, marszałek bełzki, na wskroś uczciwy, spokrewniony ze wszystkimi największymi panami w Polsce, sam rodu senatorskiego, jest bardzo dzielnym oficerem i dobrym obywatelem, niezdolnym do szkodzenia Rzeczypospolitej, owszem zawsze będzie jej podporą. Jedyną wadą jego jest zbytnia łagodność, do wszystkich też przedsięwzięć trzeba go pchać gwałtem.” Ciepło, ciepło, ale nie do końca! U Konopczyńskiego: po bitwie pod Wysową, w raporcie do Choiseula (ministra interesów zagranicznych), Dumouriez „widzi konfederatów Pułaskiego jako „zgraję bandytów na straży dobrej sprawy narodowej, przy czym zmordowanego walką Pułaskiego poniżył w porównaniu z wypoczętym Miączyńskim ”. Z tym popychaniem Miączyńskiego u Dumourieza koresponduje poniższy fragment także u Konopczyńskiego: „Daremnie pewne koła w Generalności próbowały przeciwstawić rogatemu demokracie gładkiego panicza Miączyńskiego: marszałek bełski, niezaprzeczalnie dzielny i szlachetny, nie dorównywał łomżyńskiemu ani energią, ani bezgranicznym poświęceniem dla idei. […] do końca 1770 r. na poczet zasług pana bełskiego zapisano dwa tylko efektowne wyczyny, w których on sam nie brał udziału: oto w maju radziwiłłowski płk Drozd uprowadził z Gródka Jagiellońskiego tzw. regiment Wieniawskiego (113 ludzi), co przedtem stał we Lwowie, póki tam nie nadeszli Moskale, w lipcu (18) słynny Szyc, teraz już generał w służbie konfederackiej wpadł do Lwowa, wyciął przednie straże i porwawszy kasę rosyjskiego garnizonu wrócił do obozu z bogatym łupem.” Nadchodzi 1771 rok - dwie bitwy pod Lanckoroną, ale to, może na następny c.d.
|