Sercu bliski Beskid Niski

Forum portalu www.beskid-niski.pl
Dzisiaj jest 10-11-2024 10:23

Strefa czasowa UTC+01:00





Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 759 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 147 48 49 50 51 Następna
Autor Wiadomość
Post: 18-10-2022 21:05 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!

I znów nurtuje mnie pytanie: czy gdybym napisał jakąś bzdurę – przeszła by, P.T Konfederaci, Czytelnicy i apacze?
Bo w przedostatnim poście, przez niedopatrzenie, rok 1762 odmłodził się o 10 lat. A ja, nie zauważywszy błędu, dopisałem „otoczkę”. Ale myślę, że z korzyścią, bowiem zmusiło mnie to „w pokucie” do „wklepania” szerszego tekstu

Podczytując Kitowicza natrafimy na obrazowo opisany ostatni sejm ordynaryjny (zwyczajny) za panowania Augusta III. Ale wcześniej znajdziemy opis jak to wszechwładny minister Augusta III. stał się szlachcicem polskim. Niejaki Gronowski, właściciel wsi Brylewo (pod Kościanem), za namową też niejakiego Działyńskiego, odstąpił za sutą zapłatą rzeczoną wieś Brūhlowi. Misternie i pokrętnie przypasowano Brylewo rodowi Brūhlów – dawało to możność, w sensie prawnym, pełnienia urzędów i uzyskiwania tytułów w Polsce. W gruncie rzeczy była to zwykła machlojka, i tę właśnie machlojkę wywlókł przed obrady sejmu Stanisław Poniatowski, przyszły król. Toczyła się wówczas bezkompromisowa walka między rojalistami a Familią – i ta właśnie chciała w ten sposób zdyskredytować obóz władzy. A wszystko to działo się w 1762 r.
Mea culpa!
Ale skorzystam z okazji, by dołożyć pewien humorystyczny drobiazg. Wpierw jednak zacytuję Kitowicza:
[…] „przy końcu panowania Augusta III graf Bryll, minister królewski, Jerzy Mniszech, marszałek nadworny koronny, zięć pierwszego, i Kajetan Sołtyk, biskup krakowski, kreatura tych dwóch – składali trójcę dworską i nią powszechnie zwani byli, za której zdaniem szedł we wszystkim August III.
Ta trójca szafowała łaskami królewskimi, bez niej nich niczego od króla nie dostąpił”
A że zawakowały: buława mniejsza litewska, podkanclerstwo litewskie i województwo litewskie, więc na te urzędy ostrzyła sobie zęby Familia. I tu znów posiłkuję się Kitowiczem:
– „Albo wszystko, jak my chcemy, albo nic”
To słowa Michała Fryderyka Czartoryskiego, podówczas głowy Familli. Mniszech na to dumnie: „A kiedy nic”
– „Kiedy nic, to będziemy wiedzieli, co z tym czynić.”
Na tę jawną ,arogancką odzywkę, dwór oddał województwo wileńskie Karolowi Radziwiłłowi, buławę polną Sapieże*, wojewodzie połockiemu. Podkanclerstwo pozostawiono sobie na później.
Do Mniszcha przyszedł sekretarz Radziwiłła, Bohusz, z propozycją 40 tysięcy czerwonych złotych gotówką: województwo litewskie Radziwiłłowi.
– „Ależ mospanie, jakże mu dać tak wysokie krzesło, kiedy to człowiek szalony?”
Bohusz na to:
– „Tym lepiej; jeżeli albowiem dacie ten wakans mądremu, książę Czartoryski, kanclerz litewski, znajdzie rozum na rozum i potrafi przeciągnąć mądrego na swoją stronę; szalonego zaś przerobić na swoją partię nie potrafi.”
– „Brawo mospanie, licz waść pieniądze.”
I tak Panie Kochanku został wojewodą litewskim,

Konopczyński dezawuuje nieco historyczne opowiastki Kitowicz. To, co Kitowicz jako konfederat barski, pisał „w kulbace” dopuszcza, uznaje za poprawne. Natomiast reszta nie znajduje uznania Profesora. Cóż, autor opisuje te czasy obrazowo, czasami tendencyjnie. Ale rzecz istotna – był ich świadkiem, uczestnikiem. A któż nie lubi plotki, ploteczki, zwłaszcza, gdy dotyczą postaci ze świecznika?
Na zakończenie – Kitowicza czyta się przyjemnie, utrudnieniem jest archaiczny język, ale ile ciekawych drobiazgów możemy znaleźć!
---------------------
*dzisiaj brzmi:Sapiesze
Lektura obowiązkowa! - Jędrzej Kitowicz, Pamiętniki czyli Historia polska, PIW, W-wa 1971.

mar-k


Na górę
Post: 27-10-2022 22:02 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam - tych na posterunku!

Błądząc wzrokiem po regale z książkami, rzuciła mi się w oczy „Warszawa wieku Oświecenia”. Rodzynek! – na tytułowej stronie widnieje data wydania” MCMLIV., czyli 1954 r. Ha! wtedy to wydawano przepożyteczne książki! Sporych rozmiarów, pełna ilustracji z epoki. Kogóż tam nie ma: Norblin, Vogel, Bacciarelli, Canaletto – postaci, pejzaże, architektura. Fakt, że są to ryciny czarno-białe – no, wtedy poligrafia polska „nie znała” jeszcze kolorów, mimo to z podziwem patrzę na to wydanie. Autorami tekstów w niej są m.in.: Jezierski, Kitowicz, Koźmian, Niemcewicz, Trembecki, Węgierski, Wybicki. Można by wydłużyć tę listę. Są w niej relacje, impresje, wspomnienia, jest i poezja, fraszka. Coś pięknego!
No, ale może dość tych ochów-achów!
Znalazłem za to krótki tekst Józefa Wybickiego, tego od naszego hymnu: „Warszawa w zimie 1767” – przepisałem go sobie.

„Mało mając znajomości z delegowanymi, a raczej mając ich w obrzydzeniu, dowiadywałem się z daleka tylko o ich czynach i te z naocznego doświadczenia i rozchodzących się po mieście wieści mnie przekonywały, iż przy największej rozpuście grób dla swej matki kopali…
Do takiego, iż powiem, powszechnego zepsucia obyczajów, zacząwszy od króla, przyszła Warszawa, iż przez godziny dnia i nocy trwały igrzyska, biesiady, niby owe u starożytnych rozpustne bachanalia… Messaliny polskie, wam się tej nieszczęśliwości publicznej zepsutych obyczajów rzucone ziarno należy… Was ku wiecznemu przekleństwu miałbym tu wytknąć!...
Poniatowski, król młody i piękny, był mężem żon wszystkich i z nim dzielił łoże rozwiązłości Repnin… Za tym przykładem szła reszta; i gdy na rozpusty, gry i marnotrawstwo nie starczyły ich majątki, otworzył się, jak wspomnieć, regestr opłaty miesięcznej u Repnina.”

Jest to, jak sądzę, czas konfederacji i sejmu radomskiego i „delegacji” do imperatorowej. Mnie natomiast zaintrygowało zdanie przedostatnie: czyżby król Staś był rajfurem dla amforycznych poczynań swojego „mentora”? Bo nie chcę myśleć: dwa menczyzny w jednym łóżku (Vabank II).
Za to ostatnie zdanie mnie nie dziwi – wielu przecież „wisiało” na repninowskiej pensji!

To… do poduszki! - mar-k


Na górę
Post: 27-10-2022 22:40 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
przeciez to repnin rzadzil, nie ciolek, wiec raczej odwrotnie
panienki uwaznie sluchaly i kablowaly nikolajowi
chlopaczki zreszta tez

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 28-10-2022 08:30 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Nie! nie! mazeno, to nie tak! Trochę ogłady! Mimo wszystko jakieś konwenanse obowiązywały. Gdy się, choćby tylko zajrzało do: „Portretu Familii” „O paniach z krainy szczęścia”, „Męża wszystkich żon” (król Staś), „Pań wytwornych”, pamiętników czy listów z epoki, to widać, że nawet „gubernatorzy Rzeczypospolitej” (Kayserling, Repnin, Saldern itd.) tej ogłady trochę mieli. Zawsze zaczynało się od prośby, tak prośby! najczęściej kierowanej do króla, o przedstawienie siebie damie, która nierzadko stawała się później „materiałem amforycznym”
W jednym przypadku, to nawet i owoc tych poczynań się narodził (vide Izabela Czartoryska), zaś „rogaty tata” ponoć nawet kołyskę zaniósł do pałacu Repnina... i dał dziecku swoje nazwisko.
I znów powiem: jakiż to „piękny” był ten wiek XVIII !!!

mar-k


Na górę
Post: 29-10-2022 08:00 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
z pamieci:
i tak przez wieki ropieje ta blizna
zdrajcow domem, zas prawych przytulkiem ojczyzna

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 29-10-2022 11:44 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
To z Baldhead'a, też o Stanisławie, ale tego od Bolesława Śmiałego - przystające! zwłaszcza końcówka!
mar-k


Na górę
Post: 29-10-2022 20:40 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!

Skoro mazeno "wpłynął na przestwór suchego oceanu" fragmentem z Łysiaka, to dorzucę coś, na co natrafiłem zupełnie przypadkowo, w poszukiwaniu czegoś zupełnie innego. Ale co tam - poezja obroni się sama, tym bardziej, że to konfederat barski. Rzecz tę znalazłem w książce "Świat poprawiać - zuchwałe rzemiosło". Jest to antologia poezji polskiego Oświecenia, licząca - bagatela! - ok. 700 stron. I to jest właśnie ten przypadek w tym gąszczu stron.
Tytuł ujęty w klamrę, nie wiem dlaczego. Natomiast treść i przesłanie, to wypisz-wymaluj ten "piękny XVIII wiek"

[Gdyby można w dni kilka…]
Józef Wybicki

Gdyby można w dni kilka szczęście kraju sprawić,
Polak swoją ojczyznę potrafiłby zbawić.
Gorliwy w nagłym czasie, czynny na początku,
Szafuje ofiarami życia i majątku,
Lecz gdzie się ma okazać duch prawdziwie męski,
Wyższy nad fawor losu i wyższy nad klęski
Gdzie w porządku, w jedności burze wytrwać trzeba,
Przyznajmy, tych przymiotów nie dały nam nieba.

To nie tylko konfederacja barska, tu wyzierają Targowica, Insurekcja, a także tytuły z Jasienicy: Calamitatis regnum i Dzieje agonii.

Żegnam... w zadumie!

mar-k


Na górę
Post: 02-11-2022 19:36 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!

Było już o figurach (tekstach) przystających, zdarzają się i układy komplementarne. To taki właśnie układ znalazłem przeglądając akurat kilka książek.
I tak: W 1767 roku przybył do Polski 21-letni młodzian, Anglik, późniejszy poseł angielski w Berlinie, James Harris. Opis jego pobytu w Polsce znajdujemy w „Polsce stanisławowskiej w oczach cudzoziemców”, której to fragmenty wcześniej już cytowałem.
W Wikipedii znaleźć można „dossier” Harrisa, wynika zeń, że był to bardzo zdolny młodzian. Ale chyba zauroczony był naszym władcą, co widać zresztą w poniższym fragmencie:

„Ciekawe, że król skupiający w swym charakterze niemal cnoty i jako król, i jako jednostka, obdarzony w nieprzeciętnym stopniu rozsądkiem, mądrością życiową i ludzkością, wybrał na faworyta i pierwszego ministra człowieka całkowicie pozbawionego tych przymiotów. Jest nim Branicki, który jeśli ma jakąś zaletę, to tylko dziką odwagę. Wadą jego jest pijaństwo, kłótliwość, puste gadulstwo i niedorzeczny upór.”

Wydaje mi się że Stanisław August ujął Harrisa nienaganną angielszczyzną, erudycją, swadą rozmowy i wypowiedzi itd., bo opinia o władcy różni się (niekiedy zasadniczo) od opinii kilku innych obcokrajowców goszczących w tej epoce w Polsce. Natomiast Branickiego, a tu akurat mowa o Ksawerym Franciszku, ujął stosownie!
To jedna strona tego układu, drugą „podrzuca” nam Paweł Jasienica, opisujący perypetie przyszłego króla Polski, przyłapanego przez, Piotra III. In flagranti podczas amorycznnego tête á tête z Katarzyną, żoną następcy tronu, wtedy jeszcze nie carycą.

„Świadkiem, po części naocznym, tych perypetii był pewien młody Polak. Nazywał się Ksawery Branicki herbu Korczak, w przyszłości zostać miał zostać hetmanem wielkim koronnym i jednym z przywódców targowicy. Przyznajmy: królewski majestat Stanisława nie mógł zbytnio imponować człowiekowi, który pamiętał, wiedział na pewno, że szeregowy dragun Jeja Impieratorskowo Wieliczestwa za kołnierz prowadził kiedyś Najjaśniejszego Pana na ukaranie, jak się spodziewano, może pod baty…
[…]
Zostawszy królem, winien był Poniatowski struć Branickiego albo nasłać nań zbira z nożem w rękawie. Do takiej roboty nasz stolnik nie był zdolny.”

Nic dodać, nic ująć!
Trzecim „ramieniem” tego układu komplementarnego, niech będzie fragment z „Niemcewicza od przodu i tyłu”, prześmiewczej książki Karola Zbyszewskiego:

„Zawadzili potem o Białącerkiew. Hetman Branicki, pogromca Barszczan, nie umiał - jak wszyscy zresztą wówczas Polacy - ani słowa po rosyjsku, co mu nie przeszkadzało głośno wołać w Petersburgu: „- Je suis Russe!” Mąż potiomkino-katarzynowego bękarta był największym pijakiem, burdą i draniem w Polsce; od 20 lat co dzień kończył obiad pod stołem. Gdy wesół - to wulgarny, gdy uprzejmy - to płaski pochlebca, nie tyle wymowny co krzykliwy, Niemcewicz patrzał z niesmakiem jak Branicki przy stole grzmocił po pysku swych rezydentów, a po chwili becząc ściskał i całował.”

Karol Zbyszewski tekstem tej książki miał bronić pracy dyplomowej, ale odsądzony od czci i wiary, wręcz relegowany, treść tę opublikował później, w 1939 r., a w 2013 r. ukazało się jej nowe wydanie. Ten fragment wyjęty jest z opisu podróży księcia Adama Czartoryskiego (z Julianem Ursynem) po Wołyniu, Kijowszczyźnie i Podolu.
I tak już z boku: sam zauważam, że konfederacja barska, to zaledwie pięcioletni wyimek z XVIII-wiecznych dziejów Polski przedrozbiorowej. Nie powiem, okres ten jest zajmujący, ale o ile ciekawsza jest cała otoczka tych wydarzeń: przed i po! O ile ciekawsze są uwarunkowania, postawy, postaci, których działania wplotły się w ten kocioł dziejowy. Sięgając sporo lat wstecz, zawsze znajdziemy jakiś łącznik do konfederacji barskiej, tak samo, jeśli wejdziemy w lata po konfederacji.
I tak sobie myślę, że pomimo zawołania tematu na naszym Forum (A kiedyś łopotał tu…) możemy powędrować sobie po tym „jakże pięknym wieku XVIII.”.
I na koniec małe sprostowanie, spodobał mi się ten przymiotnik „amoryczny” (to z Muszyńskiej-Hoffmannowej), a widzę, że edytor wbrew mojej woli poprawia na amforyczny – a ja tego nie zauważyłem w poprzednim moim wpisie.

mar-k


Na górę
Post: 17-11-2022 22:31 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!

Wspomniałem już wcześniej, że KB jest tylko wyimkiem szerszego okresu dziejów. Przyczyny i skutki wydarzeń dziejowych nie rodzą się ot, tak. Zawsze tworzy się jakaś klamra, która je spina. Bo oto na przykład postać Szymona Kossakowskiego, może jednak bardziej jego czyny, spinają czas przed i po. Ten czas „po” zwieńczony jest nawet szubienicą!
Jakby sam tworzy się most, ba! raczej arkady spinające: czas przed i sam sejm elekcyjny – konfederację radomską – barską – Targowicę – i na koniec Insurekcję.
Zatem może od początku: nasz Szymek pobierał nauki początkowo u jezuitów w Kownie, później w Królewcu. Brat Szymona, Józef, późniejszy biskup inflancki w swoich pamiętnikach zanotował: „że młodszy brat »od młodości czuł pociąg nie do książek, ale do życia czynnego, nawet awanturniczego; miał temperament gwałtowny, nie poddający się działaniu zastanowienia lub perswazji; chciał wszędzie być pierwszym, traktował ludzi z góry, a często nawet obelżywie, wreszcie bywał zwykle zaciętym i niewdzięcznym.”
W Królewcu zetknął się i nawet zaprzyjaźnił z księciem Karolem kurlandzkim, w Mitawie poznał też Kazimierza Pułaskiego. I nic w tym dziwnego, że obaj Polacy przypadli sobie do gustu: energiczni, bardziej zawadiaccy, pełni kawalerskiej fantazji. Kurlandzki epizod zakończyło przybycie, pod osłoną rosyjskich bagnetów, nowego rządcy Kurlandii, carskiej marionetki Ernesta Birona.
W połowie 1763 r. Kossakowski jest w Dreźnie, przebywa to około roku, bierze udział w ceremonii pogrzebowej Augusta III, a w 1764 r., już na Litwie, oddaje głos na Stanisława Augusta. Musiał się srodze zawieść, gdyż za sprawą króla i Familii, przemknęło mu koło nosa przyobiecane wcześniej lukratywne starostwo szymańskie – saski epizod Kossakowskiego miał tu chyba niebagatelne znaczenie.
Gdy Repnin „budował” konfederację radomską”, i gdy rzucone przez niego hasło „detronizacji Ciołka” przyciągnęło pod jej skrzydła Republikanów”, nasz Szymek znalazł tutaj upust swojej awersji do monarchy. Kossakowski tworząc zręby litewskiej konfederacji, zwija się jak w ukropie – wysiłki te zaowocowały marszałkostwem kowieńskim.
Latem 1767 roku, niejako po drodze, jako przedstawiciel (radomskiej) konfederacji litewskiej, obraźliwie przemawia na audiencji do króla. Czy to odwet za nieotrzymanie wspomnianego starostwa? U Żegoty Pauli znajdujemy opis:
Tu jednakże dla śmiałych swych słów przeciw królowi i miotanych miał być pojmany, jednakże broniąc się mężnie, ranny, ucieczką do Turczyzny się ratował. *
A gdy do Petersburga wyrusza wiernopoddańcza delegacja w osobach Ludwika Pocieja, Józefa Potockiego, Michała Wielhorskiego i Józefa Ossolińskiego, nasz Szymon tej delegacji sekretarzuje.

Iluż w tej grupie późniejszych konfederatów barskich !!!

Ponieważ wspaniałe i dobroczynne wsparcie Najjaśniejszej Imperatorowej całej Rosji wszystkich ogólnie współobywatelów naszych pomyślność i nieomylne gotują uszczęśliwienie, przeto na oświadczenie nieskończonej wdzięczności naszej, wojska tejże Imperatorowej Jejmości całej Rosji za posiłkowe i prawdziwie Narodowi pomocne uważamy. Wszystkich zaś tych, któryby sprzeciwiać im się ważyli, albo w nieprzyjacielski sposób postępować z nimi chcieli, za nieprzyjaciół Ojczyzny uznamy i według rygoru prawa i powierzonej nam mocy sądzić i karać będziemy.

A mnie od razu „kłuje w bok” pytanie: to o którą/czyją tu Ojczyznę chodzi?

Zimny prysznic spadł szybko: nastała „noc dudków”, Ciołek został na tronie, dysydenci mają swoje konfederacje – a Repnin osiągnął to, co chciał i zagrał naiwnym konfederatom na nosie!
No i pozostało spore „stadko” frustratów – które będzie tworzyć później zręby konfederacji barskiej. A sama konfederacja? Nawet Konopczyński uważał, że jej „pierwsze cegiełki” poczęto układać znacznie wcześniej.
Jesienią 1765 r., siostrę hetmana Jana Klemensa Branickiego, Urszulę Lubomirską, odwiedził biskup kamieniecki Adam Krasiński. O wizycie donosiła księżna bratu: Miałam tu biskupa kamienieckiego, il nous a amusé avec ses propos [rozbawił nas swoimi uwagami/mar-k], nie masz teraz czasu donieść WMM Panu Jego myśli.

Właśnie ten list nasunął Profesorowi wniosek: czyżby już w pierwszym roku panowania Stanisława Augusta biskup nosił się z zamiarami, które stały się faktem dopiero w 1768 r.? Wiadomo przecież, że biskup był zdeklarowanym przeciwnikiem monarchy i zwolennikiem Sasów na polskim tronie. Aresztowanie i wywózka do Kaługi bpa Sołtyka, Rzewuskich i bpa Załuskiego, to kamyk, który poruszył lawinę wypadków.
Ale powróćmy do Kossakowskiego, bo ten, mimo przestróg swego starszego brata Józefa, w czerwcu 1768 r. zapukał do bram konfederacji barskiej.
Organizuje oddział do partyzanckiej walki – i trzeba przyznać – wykazał przy tym duże zdolności organizacyjne (ludzie, umundurowanie, oręż, konie). Znakomicie sprawdził się w walce partyzanckiej, niszcząc przy okazji mosty, przeprawy, odcinając Rosjanom aprowizację, wyłapując kurierów z pocztą itp. Ale jest i też druga strona tego medalu: Kossakowski wszędzie na swej drodze bezwzględnie tępił oponentów, rabując, paląc im dwory, podburzając przeciw nim chłopów.
Poczynania te rozsierdziły Rosjan, którzy depczą mu po piętach. 14 września 1771 r. przycisnęli go pod Starym Bychowem, w widłach Druci i Dniepru - doszło do zaciętej i krwawej bitwy – mimo znacznych strat Kossakowskiemu udało się z niejaką korzyścią wymknąć z ssaka.
Jednak wobec znacznej przewagi wroga, wycofuje się w początkach października 1768 r. do Prus Wschodnich, a nieco później powraca na Litwę. Natomiast 29 października, jego oddział zostaje rozbity przez Rosjan - on sam z zaufanymi towarzyszami ponownie schronił się w Prusach. Rosjanie żądają wydania Kossakowskiego i przywódców litewskiej konfederacji barskiej - udaje mu się jednak uniknąć aresztowania.
16 IV 1769 przedostał się do Drezna, stąd został wyprawiony jako pełnomocnik saski i przedstawiciel litewskiej KB do Porty Otomańskiej. Turcja w tym czasie jest już w stanie wojny z Rosją. Jego półroczny pobyt jest jednak bezowocny. I znów dała się we znaki jego arogancka, wyniosła natura i nie tylko, bo jeszcze „wsiąkły” gdzieś powierzone mu pieniądze.
W lutym 1770 r. usiłuje zdać relację Generalności KB ze swoich poczynań, raportuje także swoje dworowi drezdeńskiemu. Wyniosły ton i pokrętne tłumaczenia zmroziły słuchaczy, wywarły na nich jak najgorsze wrażenie. Czując pismo nosem, Kossakowski czmychnął pod opiekuńcze skrzydła Radziwiłła Panie Kochanku. Wmówił mu, że w Turcji stanie się on zakładnikiem, ba! zostanie wtrącony do lochu – Radziwiłłowi od razu przeszła ochota posłowania do Turka.

„W połowie września 1770 r. Onufry Zabielski, konsyliarz halicki, przedłożył generalności sporządzony na jej polecenie raport dotyczący pobytu Kossakowskiego w Turcji. Zabielski przedstawił dokładnie wszystkie wybryki i nieprawości posła. Na podstawie raportu Rada Najwyższa w dniu 8 października wydała uniwersał potępiający Kossakowskiego i oskarżający go o prywatę, warcholstwo oraz kradzież.”

Generalność nie poprzestała na uniwersale, nakazała Pułaskiemu i Zarembie aresztowanie Kossakowskiego. Wspólna kurlandzka eskapada i intrygujące podszepty Kossakowskiego, że ojciec pana Kazimierza został otruty, sprawiła, że Pułaski zignorował zalecenia Generalności.
Wiosną 1771 r. Kossakowski, za namową Pułaskiego, ruszył na Litwę, by tam wnieść zarzewie konfederacji barskiej.
Udało mu się zebrać kilkutysięczny oddział, tylko gdzieś zapodziały się szczytne idee KB. Była to wszelkiej maści zbieranina składająca się z: masztalerzy, stangretów, pachołków, parobków i złoczyńców. Walczy jednak z dużym powodzeniem. Tuba sławy zagrzmiała głośno, i na Litwie, i w Koronie (nawet Konopczyński nazwie Kossakowskiego „litewskim Pułaskim”). Generalność „przymyka oko” na tureckie wyczyny Kossakowskiego – wycofuje uniwersały, wyroki. Niewielkie w gruncie rzeczy sukcesy, rodzą wśród zwierzchności KB wielkie nadzieje. To pozwoliło Kossakowskiemu pokazać się w Cieszynie. Tu znów wyłażą skłonności do kłótni, arogancja i intrygi,
W zasadzie kończy się dobra passa Kossakowskiego. Zostaje aresztowany przez Austriaków – prawdopodobnie wskutek zabiegów rosyjskiego ambasadora. Udaje mu się jednak przemknąć do Wiednia, stamtąd, przy pomocy francuskiego ambasadora de Rohana, do Paryża. W Paryżu roztacza wizje dalszej walki, już z terenów tureckich – Francuzi są jednak bardzo sceptyczni – i w decyzjach, i w pieniądzach. Kossakowski mimo to, wyrusza do Turcji. Tutaj też niczego nie osiągnął – pod przybranym nazwiskiem hrabiego Babidona powraca do Wiednia, by pod koniec 1775 r. wrócić do Polski.
Zostało nam jeszcze dwa przęsła tej arkady, ale to już za daleko od konfederacji barskiej: z rosyjskiego poduszczenia buława hetmańska, Targowica i Insurekcja, na koniec szubienica, na której 25 kwietnia 1794 r. zawisł w żółtym szlafroku na wileńskim Placu Ratuszowym.

No cóż, trochę przydługi ten tekst. Z drugiej jednak strony, nie da się w kilku zdaniach zawrzeć tak bogatego życiorysu. A to tylko jeden konfederat o jakże bogatym dossier. Są jeszcze inni: Beniowski, Książę Marcin, Dzierżanowski, A. Poniński – materiały na scenariusze filmów „płaszcza i szabli”, choć może wcisnąłbym jeszcze w ten cudzysłów zdradę, intrygę i prywatę.
Tak przebogate życiorysy wciągają, zmuszają - raczej nie! – zachęcają do poszukiwań. I wydawać się może, że batalistyczny rozdział KB znajdzie się na przedzie poszukiwań: bo machnął szabelką i wygarnął z garłacza jeden z drugim! – ale uwarunkowania, motywy postępowania, a niekiedy i zdrady – jak widzę: bardziej to wciąga!

Literatura pomocna (hm, konieczna!):
* Żywoty hetmanów Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, jest to reprint wydania z roku 1850 Żegoty Pauli z materiałów po Samuelu Brodowskim [W-wa 1991] - treść nieco wybujała, w stylu Kitowicza;
Sławomir Leśniewski, Poczet hetmanów polskich i litewskich. Wiek XVIII, Wyd. Anta, W-wa 1992;
Vydas Dolinskas, Szymon Kossakowski. Dzieje jednej kariery, [w:] Rocznik Krakowskiego Pisma Kresowego;
Robert Borkowski, Dzieje rodu Lubomirskich z Głogowa Małopolskiego, [rozprawa doktorska, URz];
Szymon Kossakowski w PSB, no i oczywiście Kitowicz, Konopczyński.

No to pewnie tyle, mar-k


Na górę
Post: 07-12-2022 10:05 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
Cicho, cicho, Cichosza? Czyżby Turnau przemknął?

O KONFEDERACJI BARSKIEJ

Witam P.T Konfederatów, Czytelników. Aby temat nie wysechł, to przytoczę kilka opinii o konfederacji barskiej, pozytywnych i krytycznych, i nawet prześmiewczej, jak to u Karola Zbyszewskiego..

Pierwszy badacz specjalista tego przedmiotu, Stanisław Kaczkowski (1783-1856), zamyka swe Wiadomości o Konfederacji Barskiej ciężkim westchnieniem:
Kiedy zwrócimy oczy na tę opisaną przez nas pięcioletnią epokę historii polskiej, ileż postrzeżemy win, ile błędów!
A gdy przeliczymy ofiary, klęski i wszelkiego rodzaju nieszczęścia wskutek ich poniesione, wyrzeczemy zapewne, że łatwiej dopuścić się jednych i drugich, jak za nie odpokutować.
„Konfederacja barska porwała się szlachetnie, na próbę wyzwolenia narodu z pod obcego wpływu, lecz zachowała to zbrodnicze powinowactwo z Radomską, iż przeciw narodowej uznanej władzy wymierzona była, a lichym osobistym widokom naczelników swoich mimowolnie służyła.”
Karol Sienkiewicz (1793-1860), Skarbiec historii polskiej

„ Ludu mnogo, serc wiele, a głowy i wodza braknie. Zaledwie kto sięgnął po buławę, sto szabel się podnosi, by rękę uciąć i sobie ją pochwycić.”
J.I. Kraszewski: Polska w czasie trzech rozbiorów


I tu aż prosi się dokładka, „List nieznanego konfederata do Anny Jabłonowskiej”. Autorstwo przypisywane marszałkowi chełmskiemu, Wereszczyńskiemu, bądź jego konsyliarzowi. W kręgach konfederackich, zwłaszcza w listach, księżna Jabłonowska widnieje pod przydomkami: Nasza początkowa bądź Madame de Barez. Ten pierwszy – od udziału w przygotowaniach, i to na długo przed 29. lutego, a drugi od Baru. Przytoczę tylko fragment z tego listu:

Z miłości ojczyzny stała się nienawiść, bo synowie Jej tak dalece się na nią rozgniewali, że co by mieli ratować, to z ostatniej łupią skóry… a bliski sąsiad… jako przyjaciel pomaga Prusak. My ubogimi marszałkami, a rotmistrze, pułkownicy i rejmentarze wielkimi panami. Jedni już wojnę skończyli i pacyfikacją sobie uczynili za granicą, drudzy jeszcze dobierają reszty. Zgody nie masz, uchowaj Boże tej mody! Jeden drugiego spycha z marszałkostwa, każdy chce, aby jako na najwyższy mógł wyleźć powagi szczebel. Jaśnie oświeceni, jaśnie wielmożni siedzą w domach jak za kontumacją [kordonem sanitarnym], nie chcą łączyć się z konfederacją w Węgrzech będącą, żeby się nie zarazili, ponieważ powietrze węgierskie najszkodliwsze
Konfederacja barska. Wybór tekstów. Oprac. Wł. Konopczyński

„Spotykamy u Polaków – i dlatego historia nie może się nie interesować ich nieszczęściami – głębokie rozumienie zła, które ich toczyło, gorące pragnienie jego uleczenia, szacunek dla przeszłości, wiarę w przyszłość, wzniosłą tradycję entuzjazmu i bezinteresowności, umiłowanie spraw szlachetnych, zdolność do poświęcenia, gorącą miłość ojczyzny. Oto ich cnoty, ale na nieszczęście Polski każdy oddawał tam swoje cnoty na służbę partii. Każda partia widziała w sobie Rzeczypospolitą: chcąc wziąć górę nad przeciwnikiem nikt nie odczuwał skrupułów, gdy wzywał cudzoziemców na pomoc, za nieprzyjaciół wszyscy poczytywali frakcje współzawodniczące. Można powiedzieć, że w Polsce wszyscy z wyjątkiem Rzeczypospolitej mieli swoją partię, a Polacy liczyli na wszystkich, tylko nie na siebie.”
Albert Sorel (1842-1908): Kwestia wschodnia w XVIII wieku. Pierwszy podział Polski i traktat kainardżyjski

"Pogląd nie tylko szerokiego ogółu, ale i historyków zawodowych na konfederację barską znajduje się dotąd
w stanie płynnym. Czy stanowiła ona przedostatni (przed Targowicą) objaw dawnego ducha rokoszowego, czy też pierwsze ogniwo w łańcuchu walk o niepodległość? Czy obstawała przy złotej wolności, czy sięgała po wolność nowoczesną, zgodną z wymaganiami życia państwowego? Tchnęła ślepym konserwatyzmem czy zmierzała do śmiałych reform? Hołdowała fanatyzmowi i klerykalizmowi czy czerpała z natchnień „oświeconej” filozofii XVIII wieku? Najogólniej biorąc, pomogła Polsce czy zaszkodziła? I w związku z tym co sądzić o katastrofie pierwszego rozbioru − czy Rzeczpospolita, pochłonięta wojną domową, poddawała mu się bez walki, jak to wciąż jeszcze wmawiają niektórzy tendencyjni pisarze cudzoziemscy, czy przeciwnie, właśnie owa czteroletnia szarpanina była obroną całości i niepodległości?"
Konfederacja barska. Wybór tekstów, wstępem i objaśnieniami opatrzył Wł. Konopczyński, Kraków 1928

"Magnaci chętnie korzystali z siły wojsk carskich dla tłumienia chłopskich powstań. Tak było w roku 1768, gdy chorągwie magnatów polskich i wojska carowej Katarzyny krwawo zgniotły wielkie powstanie walczących o wyzwolenie chłopów ukraińskich. Wrzało też na wsi polskiej. Słabość miast i mieszczaństwa powodowała słabość oporu. Część szlachty wystąpiła zbrojnie w obronie całości Rzeczypospolitej. Ale była to szlachta nieoświecona i wsteczna, ulegała przy tym magnatom, wrogom reform, walcząc przeto z zaborcą broniła przede wszystkim szlacheckich przywilejów. Nie mogła więc liczyć na poparcie chłopów. Konfederacja barska skończyła się klęską. Bez miast i chłopów nie można było Polski uratować."
Gryzelda Missalowa, Janina Schoenbrenner: Historia Polski, W-wa 1952 *

* Podręcznik z „najlepszych czasów” Bieruta i Stalina. A swoją drogą, mnie nawet nie dziwi akcent marksistowsko-leninowski w opracowaniach ówczesnych historyków. Przecież Jeszcze kilka dekad później, ten sam klimat otaczał konfederację barską – była on niczym innym, jak ruchawką klerykalno-szlachecką.


"Choć Pan Bóg nie zgłosił do niej swojego akcesu, zwalono nań całą robotę. Zamiast uzbrojenia każdy miał mieć znak krzyża na lewym boku. Zamiast mustry i komendy – okrzyk »Jezus Maryja!« Regulaminem żołnierskim – wiara katolicka. Płacą wojskową – Chrystus i opatrzność. Taktykę i strategię miał oczywiście załatwić Duch Święty."
Karol Zbyszewski: Wczoraj na wyrywki, Londyn 1964

Od konfederacji barskiej, której nie lubię i nie szanuję, od kiedy bliżej ją poznałem, narodem polskim można najłatwiej rządzić, jeśli się wszystko potępia, za żadną rzeczywistość nie bierze odpowiedzialności, zawsze się apeluje do uczuć niezadowolenia, krytyki, bezwzględnego potępienia. Anglicy mają nad nami tą wielką wyższość , że pytają zawsze: pan krytykuje, a co pan zrobiłby na ich miejscu? - U nas takie pytanie nie jest konieczne. Nasze życie publiczne to ciągła premia za całkowite poczucie nieodpowiedzialności.
S. Cat-Mackiewicz: Zielone oczy


"Konfederaci nie byli wojskowo przygotowani do walki z regularną armią rosyjską, ich konflikt ze Stanisławem Augustem stawiał ich w pozycji prowadzących wraz z wojną domową i walkę z najeźdźcą, a ich nieudolna dyplomacja i nadzieje na pomoc francuską i turecką niewielkie przyniosły owoce. Co gorsza, ich brak orientacji i naiwność w polityce zagranicznej nakazywały liczyć na życzliwość lub nawet poparcie Wiednia, czy to Berlina. Niezachwiana wiara barzan w poparcie Europy musi zadziwiać, podobnie jak zgoła niebudujący obraz sporów wewnętrznych, nieudolności politycznej i wojskowej kierownictwa konfederacji."
Stanisław Salmonowicz: Fryderyk II.

" W tym jednym krótkim okresie historycy nasi zdołali nazbierać taką masę frazesów, mistyfikacji i fałszów, że nie tylko obraz prawdziwych przyczyn i skutków został bez reszty zatarty, ale nawet wymalowany został ku ogłupieniu narodu obraz przyczyn i skutków wprost odwrotny.
Przeciętny Polak przez sto pięćdziesiąt lat dałby się zabić za to, że to konfederacja barska, Sejm Czteroletni i Kościuszko ratowali, a Stanisław August i późniejsi ugodowcy ją zgubili, ergo, że naśladując tych „patriotów” barskich, działało się na korzyść Polski, a naśladując mądrego króla, na jej szkodę. Tak to u nas historia była „vitae magistra”."
Aleksander Bocheński: Dzieje głupoty w Polsce. Pamflety dziejopisarskie.

To taki kociołek zdań i opinii, zebrany w mniej więcej chronologicznym porządku. By wyrobić sobie zdanie, ocenić słuszność działań, to chyba musielibyśmy mieć „XVIII-wieczne spojrzenie”, A dziś? Każda epoka rządzi się swoimi kryteriami: zasadami moralności, pojęciem patriotyzmu.

mar-k


Na górę
Post: 14-12-2022 21:50 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!

W poprzednim wpisie przytoczyłem kilka opinii, może bardziej sądów o istocie konfederacji barskiej. Wszystkie one były osądami potomnych, a ja natrafiłem na współczesny, XVIII-wieczny. Inspiracją tematu był fragment z książki Hanny Muszyńskiej-Hoffmannowej, Amazonki Konfederacji barskiej. Wypadło akurat na Amazonkę, Annę Paulinę Jabłonowską – jest to bardzo ciekawa postać, warta szerszego opisu. Na ten czas może wystarczy tutaj jeden fragment.
Ale po kolei.
Francja była żywo zainteresowana wydarzeniami w Polsce, bardziej jednak równowagą polityczną w Europie, a wydarzenie te, zdawały się chwiać tą równowagą. I dla zorientowania się w sytuacji, wysłano do Polski kawalera Pierre de Taulès’a.

Zaczniemy od Konopczyńskiego:

„Bystry spostrzegacz [wysłannik ministra Choiseula] dotarł, jak wiemy, do Balina i Mohylowa, ledwo uszedł z rąk Turków, wpadł w łapy rozhukanych towarzyszy Marcina Lubomirskiego, zetknął się w Kukizowie z Anną Jabłonowską, zjadł obiad w Dukli z Mniszchową, wreszcie z Cieszyna, przed samym spotkaniem z Adamem Krasińskim, wysłał ogromne sprawozdanie z całej misji. Potwierdzało ono najgorsze wersje. Taulès wywleka na wierzch wszelką słabość, bałamuctwo, blagę, bezhołowie, naiwność i strachliwość powstańców, obdziera z uroku i powagi tępego ignoranta Michała Krasińskiego, trochę łaskawiej obchodząc się z Potockim i Pułaskim; większość konfederacji to „splot śmieszności, niedorzeczności i dziwactwa, zwłaszcza zaś grupa barska godna jest ostatniej wzgardy. Wniosek wysnuty: emisariusz niczego poważnie nie obiecał i z danych mu weksli na sumę kilkunastu tysięcy franków nie zrobił użytku”.

Konopczyński wielokrotnie pisze o francuskim wysłanniku i jego pobycie u konfederatów, i będę się upierał, że oprószył on swoje wielkie dzieło, raczej postaci w nim zawarte, „pyłem sarkazmu” - widać to w wielu miejscach dzieła.
Bardziej obrazowo – literacko – podaje nam pani Hanna:

„Nasza Początkowa * patrząc na starostę wareckiego, gdy tak urzędował obwieszony obrazkami świętych Pańskich, szkaplerzami i pięcioma różańcami na każdym ręku, z dezaprobatą kręciła głową. Jej uznanie dla militarystycznych talentów imć pana Józefa też topniało niby niegdysiejsze śniegi. Zwłaszcza gdy po przyjeździe do obozu barzan obserwatora francuskiego, kawalera Taulèsa, zauważyła, że marszałek związkowy blaguje na potęgę. otóż podczas defilady na cześć francuskiego gościa imć pan Józef, wciąż obwieszony dewocjonaliami, które pobłyskiwały jak, uczciwszy uszy, świecidełka na koniu cygańskim, wmawiał reprezentantowi ministra interesów zagranicznych księcia de Choiseul, że przed jego oczami maszeruje armia złożona z dwudziestu tysięcy żołnierza. Tymczasem Francuz, lubownik Voltaire’a sceptycznie ledwie się doliczył pięciu setek ludzi. I dopiero Anna Paulina wychodziła ze skóry, aby przykre, a co gorsza niepoważne wrażenie Francuza odmienić na przychylniejsze”.
---------------------------------------.
* książna Anna Jabłonowska

Być może autorka podpierała się Konopczyńskim, może i Wybickim. No to ja też sięgnę po autora naszego hymnu. Odważył się on „tupnąć” na repninowskim sejmie w reakcji na porwanie senatorów – odwagą swą, spowodował istne polowanie na siebie. Rosjanie wychodzili wprost ze skóry, by dorwać śmiałka. Udało mu się jednak umknąć, by przez Piotrków, gdzie musiał uprawomocnić swoje veto, Kraków i Sącz przedostać się do konfederatów barskich.
W swoim pamiętniku zawarł to wrażenie:

„Puławskiego, marszałka związkowego, zastałem okrytego obrazami relikwiami. Za jego przykładem, a raczej za mocą opinii, wszyscy te świątobliwe pozakładali na siebie szyszaki; już też ja dobrym puklerzem różańca i szkaplerza od mego biskupa w Spiżu opatrzony byłem. Nie piszę tego duchem wyszydzania; wiem dobrze z mych dziejów, jak waleczni przodkowie nasi, zaśpiewawszy Boga rodzico dziewico, uderzali i znosili hufce nieprzyjaciół, ale też muszę dodać, że, gdy nasze Piasty śpiewali pobożnie, i Wojciecha i Stanisława wzywali pomocy, bili się walecznie bronią stosowną do czasów, ich sztuka wojowania zastosowaną była do wieku i nieprzyjaciół; my, powiedziawszy prawdę, że, zachowawszy zabobonność naddziadów, zachowaliśmy razem tylko ich piki z wieku dwunastego na wiek osiemnasty”.

Wróćmy do Konopczyńskiego.

„Gość [de Taulès] przedstawił się Michałowi Krasińskiemu, który go zaznajomił z Pułaskim. Widać było od razu, że nie pan podkomorzy, ale ten stary Polonus z siwym wąsem, wciąż zapracowany, wciąż coś piszący, ruchliwy a niedostępny, stanowi duszę obozu. Ponieważ widocznie jednak Pułaski wciąż jeszcze ufał więcej własnej rezolucji niż dworom, więc Francuz prędzej doczekał się rozmowy z marszałkiem generalnym. Ów prawił coś o sześciu tysiącach żołnierzy spodziewanych od Radziwiłła, o takiej samej kwocie możliwej doi uzyskania na Węgrzech (od kogo?), bezwzględnie odrzucał możliwość pogodzenia z królem, mile wspominał elektora saskiego; Rosjan próbował lekceważyć, jednak prosił o pieniądze i posiłki.
Straszny niepokój o oblężony Berdyczów ściskał wtedy serca szefów. 6 czerwca przybył do Balina z Mołdawii ze swoją garścią Potocki, lecz żal się Boże, w jakim stanie. Natychmiast jakby zły duch wstąpił w rady konfederackie. Zaczęły się gorszące kłótnie: Krasiński oskarżał Pułaskiego o samowolne postępowanie bez jego wiedzy, potem nawet o zdradę – jakoby ów, dawny klient Familii, umyślnie przyspieszył wybuch, aby zgubić mądrze uplanowaną konfederację, A pan podczaszy śpiesznie kazał sobie sporządzić dyplomy na marszałkostwa kilku województw, rozpisał w tym charakterze wielkie podatki i erygował na papierze 25 000 wojska. Z tą siłą, jaka była pod ręką (Taulès narachował jej w przemarszu 520 głów!), nie sposób było nawet kusić się o Kamieniec.
[…]
Taulès, widząc ze zdumieniem, jak ci wodzowie samą kawalerią bez piechoty obsadzają zamki i myślą się tam bronić, postanowił wreszcie odebrać im wszelką nadzieję pieniędzy, i umotywował swą decyzję tym, że według własnych słów Krasińskiego tylko posiłki zbrojne mogłyby uratować sprawę. Na nic się zdały prośby, komplementy, nadzieje, perspektywy poselstwa w oswobodzonej Warszawie. Francuz okrutnie przyznał się, że wiózł dla Polaków pieniądze czy też weksle, ale ich nie da, póki Radziwiłł nie spełni przyrzeczenia – i pożegnał szefów.

Jest to trochę głębsza opinia o zrywie, a raczej o jego „głowie/głowach”. A to czysty przypadek ta dokładka. Ale że łączy się ona z tematem, więc dokładam.
Konopczyńskiego nie da się czytać tak, by po 3-4 stronach, spamiętać kto i co np. powiedział bądź zrobił na ich początku. Ale gdy znajdziemy jakiś intrygujący nas wątek, postać czy wydarzenie, jest wtedy wspaniałym „pomocnikiem”. Jestem pełen podziwu dla Profesora – jak On to ogarnął. Dzisiaj, w dobie komputerów, swobody notatek, to ja sam gubię się, a widzę te tysiące fiszek, karteluszków, z których Konopczyński poskładał to dzieło! Brak kapeluszy!

mar-k


Na górę
Post: 29-12-2022 19:34 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam poświątecznie!

Klasyką niemal jest: by ślina w gębie...
Zatem dodam już coś, co już było, ale laaaata temu! Wydawcy zazwyczaj dodają: Wydanie II, poprawione i uzupełnione. Nieśmiało podpisuję się pod tym.

W O L T E R

...zakwaszenie umysłu łacno… wygładzisz
przez czytanie zalety mającej od najpierwszych
w ojczyźnie osób książki Woltera...
[Weihart, 1768]

Szczęśliwe pióro nadało wdzięk
wszystkiemu, czego się tylko imał
[bp warmiński Ignacy Krasicki]

... takich bezbożnych ksiąg jak
Słownik Filozoficzny, Pucelle d'Orleans, Emile, Listy
poniechajcie, a natomiast Ewangelii
i ksiąg świętych się chwyćcie...
[polskie czasopismo Monitor, 1770]

Nigdy żaden nieprzyjaciel Chrześcijańskiej Religii
nie był od niego straszliwszy i jadowitszy,
bo nikt z ludzi nie targnął się na nią
nigdy tak statecznie, tak oczywiście,
tak dowcipnie i tak chytrze...”
[cenzor kapitulny, ks. Woliński, 1781]

Że umarł Wolter, muza poetyczna płacze,
A że się zrodził — wiary boleją tłomacze
[1782]

Za życia przesadnie wielbiony i równie namiętnie zwalczany, Wolter dziś jeszcze budzi żywą sympatię jednych, ale
i nienawiść drugich, w jego twórczości bowiem kryją się liczne niekonsekwencje.
[Andrē Maurois, 1936]

Człowiek o laserowym umyśle, któremu
zarzucić naiwność byłoby szczytem naiwności
[Valdemar Baldhead (Łysiak), „Perfidia”]

Tych kilka myśli zamiast wstępu. Chęć poznania roli, jaką odegrał Wolter w kreowaniu wizerunku Fryderyka II, Katarzyny II i Rosji, Polski i konfederacji barskiej, skłoniła mnie do przygotowanie tego tekstu o tej wybitnej postaci. Wydaje mi się, że warto, choćby w jakiejś części ukazać ją, bo w literaturze XVIII-wiecznej historii, konfederacji barskiej, Europy aż gęsto od niej. Podstawowy i wystarczający – sądzę – biogram w Wikipedii, tak więc podarujemy go sobie tutaj.

Z niezwykłą skutecznością zabiegał Wolter o - dzisiaj powiedzielibyśmy: image/publicity – u władców. By to osiągnąć filozof często sięgał do wazeliniarskiego mieszka. Niech wystarczą tu słowa angielskiego historyka, Thomasa B. Maucalay’a: „On jeden tylko tak umiał podawać cukierki, że można było dużo ich połknąć bez szkody dla zdrowia”.
Trzeba przyznać, że, obok Diderota i d’Alemberta, w panteonie francuskiego Oświecenia, Wolter błyszczał najjaśniej. Jego właśnie częściej czytano i drukowano. Fascynował się Wolterem w swoich młodych latach następca pruskiego tronu, Fryderyk, zwany później II i Wielkim:
„Ostatnie pięciolecie ojcowsko-kapralskich rządów Fryderyka Wilhelma upływało dla następcy tronu bez zgrzytów i grzmotów. Jego pałacyk w Rheinsbergu stał się siedliskiem muz. Skoro królewicz odrabia swoje pensum w zakresie administracji, gospodarki, wojskowości, to król machnął ręką na to, że ów zaprasza do siebie literatów i artystów, koresponduje z przyjaciółmi, pochłania książki i gra na flecie. Nastały lata intensywnej korespondencji z Wolterem, który jak korepetytor poprawiał francuszczyznę młodego Hohenzollerna, polerował jego wiersz i musztrował go na poetę.”
Fascynację wolterowskimi naukami potwierdzają listy Fryderyka do filozofa, np. ten, z 1736 r.: „Proszę o traktowanie mich czynów odtąd jako plonu pańskich nauk. Kiedy je przyjąłem, moje serce uległo wzruszeniu i podjąłem nieodwołalne postanowienie kierowania się nimi przez całe moje życie”.
Po raz pierwszy spotkali się, gdy Fryderyk został królem Prus – niewiele czasu potrzeba było, by Wolter nazwał go „Wielkim ”, dodając mu miano „przyjaciela rodzaju ludzkiego”.

Od początku XVIII w. Europa targana jest wojnami: północną, o sukcesje tronów – zmieniają się sojusze. Francuski rząd, badając polityczny grunt, a znając wzajemne zażyłe kontakty Woltera z Fryderykiem, powierza Wolterowi sekretną misję wysondowania opinii Fryderyka w tej materii. Ten przejrzał cel tej misji – Wolter powrócił z niczym, a król odpowiedział wierszem:

Chcecie, abym jak deus ex machina
Przybył w rozstrzygającej chwili –
Przyjrzyjcie się lepiej: czyż moja mina
Świadczy, bym był aż tak straszliwy
.

I nie tylko wierszem. Podczas tej wizyty „czyta się wiersze, tańczy, je, obgaduje całą Europę, gra w karty, a Fryderyk swemu »Wergiliuszowi« przygrywa na flecie. [...] I kto by się domyślił, że dźwięk fletu i filozoficzne gruchanie ledwo tłumi brzęk talarów, które jedna z naszych znakomitości, Wolter, usiłuje wyciągnąć od drugiej - Fryderyka: pierwszy bowiem domagał się zwrotu kosztów podróży, czego drugi stanowczo odmawiał. Oto pisze do Jordana*, w chwili gdy wolterowski urok działa najsilniej:
„Twój skąpiec wychyli do dna kielich swej nienasyconej żądzy bogacenia się, dostanie tysiąc trzysta talarów. Jego sześciodniowa obecność będzie mnie kosztowała pięćset pięćdziesiąt talarów dziennie. Ten trefniś drogo sobie każe płacić! Żaden nadworny błazen nie miał nigdy podobnej gaży”.
----------------------------
* Charles Etienne Jordan – z pochodzenia Francuz, były pastor, uczony, przyboczny Fryderyka, pełen dowcipu i encyklopedycznej wiedzy.

Obaj lubili „opary kadzidła”, wzajem się nim „odymiali”, i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę – tylko który z nich był bardziej cyniczny? – postawić na Fryderyka? – chociaż Wolterowi też nic nie brakowało! „Filozoficzny kontredans” z Fryderykiem II zaowocował Wolterowi jeszcze jedną, tym razem dłuższą gościną w Poczdamie w 1750 roku. Zapowiadało się dobrze:
„Mieć wiernego wyznawcę na tronie – czyż można było żądać czegoś więcej?” – taki był punkt widzenia Woltera. Gościć u siebie podziwianego od lat młodzieńczych najwybitniejszego pisarza Europy, korzystać co wieczór i co obiad z jego błyskotliwych konwersacji”– to Fryderyk.
Sielanka trwała do jesieni 1752 roku, bo oprócz filozoficznych dysput, poetyckich pojedynków, jednemu i drugiemu przydarzały się złośliwe uwagi.
„Wrzód pęczniał”, i wreszcie pękł! Poprawiając jeden z rękopisów króla, Wolter powiedział publicznie: „Król przysyła mi swe brudy do prania”. Fryderyk na to zrewanżował się cyniczną wypowiedzią: „pomarańczę się wyciska, a łupinę wyrzuca!” Ubodło to Woltera, więc także nie pozostał dłużny: rozpuszcza pogłoski o skłonnościach pruskiego władcy do dorodnych młodzianków. No i tak ten „filozoficzny kontredans” zakończył się w połowie marca 1753 roku wyjazdem Woltera z Poczdamu, jednakże obaj nie przerwali późniejszych listownych kontaktów.

„Wolter zainteresował się Rosją jeszcze przed wstąpieniem Katarzyny na tron. Za panowania Elżbiety został wybrany członkiem Petersburskiej Akademii Nauk. Za pośrednictwem Iwana Szuwałowa, po pozytywnej opinii szeregu osób, wśród których znalazł sie również Michał Łomonosow, otrzymał z Rosji materiały, jakie posłużyły mu do napisania dziejów Piotra I. Fryderyk nie jest wolny od zazdrości, gdy widzi, że Wolter mu się „wymyka” , a zwłaszcza jak flirtuje z carycą, która zajmuje jego miejsce. Elżbieta wysyła mu [Wolterowi/mar-k] swój portret wysadzany brylantami, lecz zostaje on skradziony po drodze! Mniejsza o portret, liczy się przyjaźń carycy. „Mam chociaż w moim stronnictwie monarchinię władającą na dwóch tysiącach mil – pisze wesół jak szczygiełek – wynagradza mi to krzyki hultajów”. (Marzec 1761).”
A jeden z tych hultajów miał na imię Fryderyk II!
Wolter przeżył głęboko śmierć swej pierwszej rosyjskiej dobrodziejki na tronie. Nie zdążył się jeszcze oswoić z tą wiadomością, kiedy z Rosji nadeszły informacje o kolejnej zmianie na tronie. Katarzyna została odmalowana przez nieznanych informatorów w tak ciepłych barwach, że Wolter już w sierpniu 1762 r. nie wahał się nazwać jej Semiramidą.
„Caryca umarła? Niech żyje caryca! Oto Katarzyna II. Nic nie stracił na zamianie, lecz nie obyło się bez pewnych trudności. Morderstwa, rozpusta, spiski, nieprzeniknione szalbierstwa... Co miała do roboty Filozofia w tym moskiewskim kramie? Trzeba było być filozofem pokroju pana na Ferney, by przejść nad tym do porządku i zharmonizować na wesoło rosyjską politykę z przyjaźnią, podziwem... i zasadami filozoficznymi! Wszystko dało się doskonale połączyć, a za spoiwo posłużyły interes i próżność.”

Katarzyna II, podobnie jak Fryderyk Wielki, tworzyła wokół siebie aureolę „władczyni oświeconej”. Tu posłużę się fragmentem z „Historii Rosji” L. Bazylowa:
„Metoda, przy której pomocy Katarzyna chciała umocnić się na tronie i zjednanie sobie jak największą sympatię, było schlebianie gustom epoki i manifestowanie pozytywnego stosunku do ideałów Oświecenia. Zrodzone na zachodzie, przenikają one od połowy XVIII w. do Rosji coraz silniej, zyskują zwolenników i naśladowców, znajdują odzwierciedlenie w literaturze i sztuce. Francuscy luminarze nowych prądów, przede wszystkim Wolter, Diderot i d’Alembert, byli w Rosji znani i podziwiani. Katarzyna czytała ich dzieła już dawniej, a po objęciu władzy nawiązała z nimi korespondencję, pełną nieprawdopodobnej obłudy; główną treścią listów Katarzyny było, oprócz różnych ogólników i pompatycznych wyrażeń, opowiadanie o tym, co robi, ażeby jej poddani żyli w szczęściu i dobrobycie. Tamci zaś uwierzyli, bądź też równie dobrze to udawali, że Katarzyna jest rzeczywiście „filozofem na tronie”, i nie szczędzili jej w swoich listach wszystkich możliwych pochwał i uniesień nad jej wspaniałością.”

Utwierdzały ich w tym sądzie obfite materiały propagandowe, dostarczane przez ambasadora rosyjskiego w Hadze, Aleksandra Woroncowa, trafiały one do rąk filozofów. Obdarzano Katarzynę mianem „Semiramidy Północy” „Słońcem Północy”, a nawet nazwano „Matką Boską Petersburską”!
Z niekłamaną radością przyjmowała wymówki Woltera, że przybrała imię Katarzyny, a nie Junony, Minerwy, Wenery czy Cerery, które to imiona – zdaniem filozofa – bardziej odpowiadały jej poczynaniom i światłemu umysłowi. W grudniu 1766 r. Wolter, nie znając miary w pochlebstwach, pisał nawet, że jest ona Gwiazdą Polarną najjaśniej świecącą na niebie, przyćmiewającą blask Andromedy, Perseusza i Kasjopei. Przy okazji dodał, że starania carowej o wprowadzenie w Polsce równouprawnienia dysydentów „są czynami, które ludzkość wiecznie będzie sławić.”
Mieszek z wazeliną znów się otworzył – zaczerpnął z niego i Fryderyk, stwierdzając, że Rosjanie powinni być szczęśliwi mając taką monarchinię.
Jakby na wyścigi Wolter pisze w liście do Katarzyny:
„Jeśli chodzi o mnie – Pani – to jestem wiernym wyznawcą kościoła greckiego, tym bardziej, że to Twoje rączki trzymają kadzidło tego kościoła i że mogę Panią uważać za Patriarchę Wszechrosji.” O Polakach i Kościele katolickim w Polsce francuski filozof miał „nieco inne” zdanie – pisze: „rzymski bękart” .
Tę „krasę” obdziera z szat francuski aforysta Sébastien Chamfort, w „Anegdotach i charakterach”:
„Pan Poissonier, lekarz, wróciwszy z Rosji, udał się do Ferney, aby wymówić panu Voltaire wszystko, co powiedział fałszywego i przesadnego o tym kraju. Drogi panie – odparł naiwnie Voltaire – przysłali mi w prezencie takie dobre futra, a ja jestem wielki zmarzluch.”

A „oświecenie” (!) w Rosji wyglądało m.in. tak:
W 1765 roku właścicielom ziemskim dano prawo zsyłania chłopa na katorgę, a dwa lata później imperatorowa pozbawiła chłopów pańszczyźnianych prawa wnoszenia skargi na swego pana. Każda taka skarga traktowana była jako oszczerstwo. W tym samym roku, Katarzyna zwołała do Petersburga zjazd przedstawicieli rosyjskiego społeczeństwa, dla opracowania nowego „Ułożenia praw”. Delegaci przez kilkanaście miesięcy pracowali nad jego treścią. A że ta, kłóciła się z wizją imperatorowej – wybiegała znacznie liberalizmem w dotychczasowym systemie twardych rządów – imperatorowa delegatów rozpędziła.
Katarzyna II wykorzystywała „miłość do podarków” Woltera - jego pióro było bardzo usłużne i pomocne w propagandowej tubie. Zaraz po wejściu wojsk rosyjskich do Rzeczypospolitej, po konfederacjach słupskiej i toruńskiej, a jeszcze przed »repninowskim sejmem«, Wolter z otrzymanych od Woroncowa materiałów, napisał (pod pseudonimem Bourdillon) „Esej historyczno-krytyczny o niezgodzie wyznań w Polsce”.
Zagalopował się trochę filozof bo przedwcześnie pochwalił hetmana i biskupów polskich „za ich mądrą uległość wobec carycy”. Kubeł zimnej wody
i reakcja przyszły szybko. Sprzeciw »mądrych uległych« spowodował, że Repnin porwał ich i zesłał do Kaługi, a wszystkie warszawskie egzemplarze niefortunnego „Eseju” musiał skonfiskować. Stanisław August zaś skwitował tymi słowy:
„Dzielę narodu żale, ale zataić nie mogę, iż w tej niedoli nie pozostaje nam jak udać się tylko do wspaniałomyślności imperatorowej, a tymczasem kończyć sejm wypada, abyśmy większej surowości na siebie nie ściągnęli”.

A Wolter? – musiał pospiesznie dopisać kilka kart, w których dla zdyskontowania swego błędu, z wielką przesadą pisał o nadużyciach jezuitów i Kościoła w Rzeczypospolitej, rozdmuchał także starą, głośną sprawę „tumultu toruńskiego”.* Tu miał ułatwione zadanie, bo zapewne oparł się na propagandowej broszurze „Das betrübte Thorn” wydaną – także w języku francuskim – z inspiracji pruskiej.**
W swej gorliwości poszedł dalej - pod pseudonimem majora Kayserlinga napisał „Mowę do Konfederatów”. Znalazły się tam wybujałe aż do przesady pochwały Katarzyny, ale też i groźby: „Nie zmuszajcie waszych protektorów do niszczenia was.[...] Rosjanie lepiej strzelają. Ci, którzy myślą, że caryca, kupując bibliotekę Diderota, mogłaby być wrogiem rodu ludzkiego, muszą być ignorantami z Kamieńca. Ci nie mają bibliotek, bo czytać nie umieją”.
Interwencję rosyjską skwitował jako: prawo sąsiada, który przynosi wodę do płonącego pobliskiego domu. Gdy doszło do pierwszego rozbioru, potępili go niemal wszyscy francuscy myśliciele. Za to Wolter rozsmakował się w „torcie królów” i za nowy serwis do kawy odwdzięcza się Fryderykowi: „Mówią, Sire, że to Pan poddał pomysł rozbioru Polski – i ja tak sądzę, ponieważ znać w tym geniusz”, dołożył jeszcze: „Tryumf światła nad mrokami średniowiecza”.
Jak pogodzić to wdzięczenie się Woltera do władców, kiedy zwykle mawiał, „że nie będzie dobrze, dopóki nie powiesi się ostatniego króla na kiszkach ostatniego księdza?”. Fakt, że u schyłku swego życia zreflektował się nieco, przyznając, że nie we wszystkim kroczył właściwą drogą. Fryderyk II chyba dostrzegł to samo, mówiąc: „Jeśli pisma fernejskiego filozofa warte są pomników, to czyny jego zasługują na kajdany”.
Czy było to skrajny oportunizm, serwilizm? A może wyprzedzając o kilka epok, nazwać epitetem „poleznyj idiot”! A może rację ma Cat-Mackiewicz, pisząc?: „Najbardziej dla Woltera charakterystyczne są jego uniżone pochlebstwa będące tylko maskami dla pogardliwych drwin. Obserwując sprawy polityczne, wojny, walki, doszedł do przekonania, że nikt właściwie nie ma racji. Na tym tle umiał spieniężać swój autorytet”.
I robił to skutecznie!
Na koniec puenta: gdy wybuchła rewolucja francuska, na europejskich dworach wybuchła panika. W Rosji Katarzyna zakazała sprowadzania książek Woltera, a nawet ich lektury!
------------------------------------
* „Tumult toruński” → http://pl.wikipedia.org/wiki/Tumult_toru%C5%84ski
** Praca napisana z polecenia ministra pruskiego von Ilgena przez duchownego protestanckiego Daniela Ernesta Jabłońskiego, zawierająca opis owych wydarzeń w 1724 r.

W szkicu tym fragmenty pisane w cudzysłowach pochodzą z:
Francuski świat filozoficzny wobec konfederacji barskiej – Daniela Beauvois [w:] Konfederacja barska. Jej konteksty i tradycje. (wyd. DiG)
Fryderyk II – Stanisława Salmonowicza;
Fryderyk Wielki a Polska” – Władysława Konopczyńskiego;
Historia Rosji – Ludwika Bazylowa;
Katarzyna II – Władysława A. Serczyka;
Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II przez nią samą spisane;
Rzeczpospolita Obojga Narodów. Dzieje agonii – Pawła Jasienicy;
Spór o Stanisława Augusta – Andrzeja Zahorskiego;
Stanisław August – Stanisława Cata-Mackiewicza
Wolter – Andrē Maurois;
Wolter czyli królewskość Ducha – Jeana Orieux;
Artykułów internetowych: Muzeum Wilanowskiego, Enigmy, Racjonalisty, Wikipedii itp.

Już spory czas temu powstał ten tekst. Fakt, że znaczną jego część stanowią cytaty z lektury tematu – pozwoliłem sobie bez przeróbek wkleić je w to opracowanie – nie wyobrażam sobie „uzdatniania” tego, co stworzyli np. Bazylow, Cat-Mackiewicz, Konopczyński, Salmonowicz, Serczyk, Zahorski i inni !
Mnie zainspirowała różnorodność opinii o Wolterze – to zachęciło mnie do głębszego poznania tematu. A że w jakiejś mierze myśliciel z Ferney „wpiął się” w nasze dzieje – stąd mój zamysł, by go tu zaprezentować.


Pozdrawiam, mar-k

P.S. Zacytuję tu XVIII – wiecznego (chyba geografa?) M. Wiesiołowskiego:
„Umyśliłem skreślić rys niniejszy, jakkolwiek przekonany jestem o jego niedokładności, ale czerpiąc moje wiadomości z źródeł nie omylnych, pracowałem w tem przekonaniu, że bieglejsze kiedyś pióro, moje omyłki sprostuje, i gruntowniejszem i uzupełnionem podobnem dziełem współrodakom przysłuży”


Na górę
Post: 06-01-2023 17:09 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
By pozostać w "filozoficznym klimacie", dorzucę jeszcze to.

W wolterowskich oparach kadzidła, a raczej w sążnistym worku, w którym aż gęsto od opinii, sądów ... i "wazeliny", znajdujemy sformułowania o Polsce, jej władcy i Polakach, i nie tylko. Trudno nie zgodzić się z niektórymi, bo na przykład ten:
Czymżeż jest kraj, w którym szlachta jest bezkarna, król zerem, lud zbydlęcony niewolą, a jedynym sposobem zarabiania pieniędzy, sprzedawanie głosów”.
Tak rzeczywiście było. Studiując tylko KB Konopczyńskiego, bądź Kitowicza, mamy tego wystarczające dowody. A co gorsza, w owym czasie przyjmowanie pieniędzy od obcych dworów, magnatów i decydentów, nie było naganne! Dołożyć by jeszcze słowa Woltera o polskim rządzie, skierowane do Fryderyka II:
"Najokropniejszy rząd o jakimkolwiek historia wzmiankowała. To starożytny rząd feudalny w całej swojej ohydzie” .
Natomiast trzeci cytat ma charakter ponadczasowy. Chociaż zdanie to wypowiedziane było, gdy rosyjskie wojska wkroczyły do Polski i nieco później ochraniały elekcję króla Stanisława Augusta, miało ono jednak i wydźwięk, i przestrogę na przyszłość
"Jest [armia rosyjska] pierwszą tego rodzaju, odkąd świat istnieje, jest armią pokoju, która służy jedynie po to, aby wspierać prawa obywateli i zastraszać prześladowców".
I jako żywo, przypomina mi się od razu ukaz Katarzyny II po pierwszym rozbiorze Polski, odezwę sowieckich władz w pamiętnym dniu 17 września 1939 r.
A dzisiaj? - dzisiaj nosi to nazwę "specjalnej operacji wojskowej" w Ukrainie.

mar-k


Na górę
Post: 23-01-2023 20:40 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
Chyba pomór na Forum, no cóż - ja dalej "do obrazu"!

Skoro „opar filozofii” rozsiadł się na dobre na naszym Forum, to może jeszcze jednym wątkiem w ten opar zanurzymy się. Tym razem nie o Wolterze.

Katarzyna II. lubiła stwarzać i roztaczać wokół siebie aurę „władczyni oświeconej”. Stąd też i „romans” z encyklopedystami i filozofami tego nowego prądu umysłowego. Na jego „kartach” znajdziemy m. in. encyklopedystę, Denisa Diderota. Katarzyna II., chcąc, by jej dwór promieniał blaskiem wiedzy i nauki, proponowała francuskim filozofom pobyt w Petersburgu za sowitym wynagrodzeniem. Jakiż splendor spłynąłby wtedy jej dwór i nią samą, gdyby właśnie w Petersburgu kończyli swoje dzieło encyklopedyści. Ale …odmówił Wolter – wymawiając się zimnym klimatem Rosji, odmówił d’Alembert, i to dwukrotnie – nie odmówił natomiast Diderot. Zapewne zaważyło to, że tonął w poważnych długach, a z tych tarapatów Diderota skorzystała, i to szybko, caryca. Zakupiła całą jego bibliotekę z klauzulą, że na razie zostanie ona w Paryżu, do chwili, gdy zapragnie ją mieć u siebie w Petersburgu. Za sprzedaż biblioteki Diderot dostał pensję kustosza na 50 lat do przodu, czyli na owe czasy było to ponad 40 tysięcy liwrów!

Diderot, już po I. rozbiorze, zmierzając do Petersburga, przejeżdża przez zabór pruski. Jak pisze – przejazd przed rozbiorem groziłby „zamordowaniem przez konfederatów” – i co robi kupione pióro? Ano: gdy dopadło go stado much, pisze kuplecik nawiązujący ironicznie do konfederatów barskich:

„Nikt nie patrzył tu
Na nas kosym okiem;
A jeśli mieliśmy z kimś
Wojnę toczyć, to tylko z
Muchami, muchami

Choć insekt ten
Nie jest bestią dziką,
To przecież nie jest rzeczą przyjemną
Służyć za posiłek
Muchom

Ci mali konfederaci
Brali nas za głupców;
Ale nie wyciągając szabel
Uwolniliśmy się
Od much”.


Gdy Diderot zmarł, cała jego biblioteka trafiła do Petersburga.

Nieco inaczej rzecz się ma z d’Alembertem: encyklopedystą, matematykiem, fizykiem, a nawet muzykologiem. W owym czasie bardzo sławny jako współredaktor Encyklopedii. Jemu to właśnie Katarzyna II. zaproponowała posadę (wysokopłatną!) nauczyciela matematyki swego syna, Pawła - d’Alembert odmówił!
Caryca ponowiła swoją propozycję – tym razem kusząc go domem, niebagatelną pensję, i co było ewenementem, statusem i przywilejami należnymi ambasadorowi.
Tym razem odmowna odpowiedź była stanowcza, a nawet ironiczna i … bardzo śmiała:
„Jestem zbyt podatny na hemoroidy, a w tym kraju [w Rosji] są one nader poważną chorobą; wolałbym cierpieć na swój tyłek w bardziej bezpiecznych warunkach” – jest to aluzja do śmierci jej męża, Piotra III.
Tu musimy cofnąć się do roku 1762, kiedy to w sprowokowanej pijackiej burdzie, został uduszony Piotr. Sprawcy nigdy nie ponieśli konsekwencji, wręcz przeciwnie – zostali nagrodzeni przez, już imperatorową, Katarzynę II. Natomiast oficjalny komunikat głosił, że Piotr III. zmarł śmiercią naturalną na „nagły atak kolki hemoroidalnej”

Katarzyna tego afrontu d’Alembertowi nigdy nie wybaczyła. Zresztą, mimo swojej wielkiej mściwości, więcej uczynić nie mogła.

mar-k


Na górę
Post: 10-02-2023 22:15 
Offline

Rejestracja: 14-12-2010 19:44
Posty: 287
Lokalizacja: Jasło
Witam!
Rozglądam się dookoła, i od razu nasuwa mi się myśl "naszych przyjaciół", Rosjan:
Tuman, tuman, a wakrug tiszyna. Nie wiem, czy to poprawnie, ale, sądzą, oddaje rzeczywistość. Danuta Rinn śpiewała: gdzie ci mężczyźni?
A ja dopisze: P.T. Konfederaci, z dużej litery!!! Ex cathedra staje się powoli nudna - a KB - ech! konfederaci z.b.ł. !!!
Wychodzę, mar-k.


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 759 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 147 48 49 50 51 Następna

Strefa czasowa UTC+01:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza Zespół Olympus.pl