Czerwiec ma się już ku końcowi a ja z braku czasu dopiero teraz w sobotę mogłem się wyrwać na wędrówkę po BN. Początkiem czerwca dane mi było powłóczyć się trochę po szlakach Beskidu Małego i Śląskiego. Już przy dojeżdżaniu na miejsce stacjonowania zachwycony byłem widokami otaczających wzgórz. Nazajutrz jak tylko mogłem (a więc godz. 17) wybywam w góry szlakiem przez Rogacz na Magurkę Wilkowicką i dalej by sprawdzić czy są jeszcze smoki w Smoczej Jamie
. Już podczas tej trasy te Beskidy przestały mi się podobać - na tym krótkim w sumie odcinku naliczyłem 3 schroniska a drogami dawało się wjechać na same szczyty, co zaskutkowało też obecnością innych zabudowań. Inną taką trasą była wycieczka na Szyndzielnię (brak czasu a więc kolejka) i dalej na Klimczok gdzie dobiłem się widokiem basenu przy schronisku (fakt że gorąco było). Tak więc nie mogłem się już doczekać kiedy wyruszę na wędrówkę w moich stronach.
Trasę miała parę punktów które chciałem zaliczyć ale nie miałem sztywno określonego przebiegu. Start był przy cmentarzu nr 10, gdzie trochę czasu poświęciłem na poszukiwania pozostałości po jego drugiej części, ale udało mi się tylko znaleźć kawałek kamienia zaraz za rowem na którym ktoś kiedyś palił znicze - nie widać żadnych słupków HV, choć teren ten nie jest już pod uprawą. Z tamtąd ruszyłem drogą do Folusza, gdzie zostałem pozytywnie zaskoczony zmianami jakie tam zaszły - ścieżki w okolicy (o których już tu ktoś wspominał), ale również powstaje Park Rekreacji i Edukacji Ekologicznej, którego plany wyglądaną ciekawie. Ruszam dalej i po udanym suchym sforsowaniu potoku idę na poszukiwania Diablego Kamienia. Mijam po drodze parę innych ciekawych skałek, ale jak myślę, że to jeszcze nie koniec ląduję na skrzyżowaniu z żółtym i zielonym a więc przeszedłem koło skałki nawet o tym nie wiedząc
. Wybieram żółty szlak, który będzie mnie prowadził w kierunku pierwszego z moich celów. Szlak wiedzie ostro pod górę i już po chwili zaczyna otaczać mnie mgła z niskiego dziś pułapu chmur, a co chwila podmuch wiatru funduje mi deszcz spadających z liści kropli. Na górze przy węźle szlaków decyduję się na szybki skok do Rezerwatu Kornuty - skałki robią wrażenie, ciekawe ile z nich zostało przerobionych przez kamieniarzy z Bartnego?
Wracam do węzła i zlatuję do Bartnego gdzie jest drugi z moich punktów obowiązkowych. Wpierw odwiedzam cerkiew grekokatolicką, później przedzieram się przez pastuchy elektryczne by dojść do cmentarza nr 64 z I WŚ a wracając do drogi zwiedzam cmentarz parafialny wraz z jednym z wielu ciekawych nagrobków wykonanym z kamieni młyńskich. Ruszając dalej zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy cerkwi prawosławnej i tu bodajże zobaczyłem zdjęcie i przeczytałem informację o chyży w której był szpital w czasie II WŚ i skąd zmarłych grzebano również na cmentarzu nr 64.
Przechodzę w górę przez resztę wsi (przy okazji oglądając bardzo ciekawe wtórne zastosowanie zużytych opon), nie dochodząc jednak do Bacówki lecz skracając trasę przy kapliczce której fundatorem był D. Worobel. Trafiam na czerwony szlak, który okazuje się że prowadzi przez niezłe bagienka. Widzę że ktoś przede mną wpadł nawet na pomysł by iść boso. Idę mniej więcej na wskazania GPS-u starając się trzymać widocznego wśród traw świeżego śladu, choć w niektórych miejscach zaczyna kluczyć i tak właśnie zaliczam parę wpadnięć w bagienko. W końcu wydostaję się na starą drogę do Świerzowej Ruskiej i po przejściu strasznie rozjeżdżonego przez zwózkę drewna odcinka do granic MPN (swoją drogą dawno się tak nie ucieszyłem wchodząc na ich teren
) wędruję wypatrując po drodze śladów bytności dawnych mieszkańców. Parę razy trzeba przekraczać Świerzówkę, lecz jej stan pozwala ją pokonać z marszu. Zapominam jednak dokładniej kontrolować mapę i dopiero później okazuje się że ominąłem cmentarz i cerkiewisko
Tuż po wyjściu za granice MPN znajduje się zagroda hodowli danieli a przy niej spotykam turystów i dopiero we wspólnej rozmowie zorientowaliśmy się o ominięciu cerkiewiska.
Następnym kluczowym punktem mojego marszu były pozostałości wczesnośredniowiecznego grodziska na wzgórzu Walik - świetnie widoczne nawet na zdjęciach satelitarnych. W tym celu muszę się przebić do drogi prowadzącej z Folusza do Jaworza. I tu okazuje się że gruba krecha na mapie Compassu idealnie mi pasująca niestety nie odpowiada rzeczywistości i trzeba będzie chaszczować - na szczęście tylko ok. 300m. Trafiam na drogę i zaczynam się nią wlec nie ze względu na zmęczenie ale na buty - moje stare nie wytrzymały ostatniej wyprawy a nowe widać nie za bardzo się rozchodziły w Beskidzie Małym i zaczynają ocierać. Zaczynam coraz częściej myśleć o koncepcji wezwania transportu do Kątów, ale na razie jeszcze odkładam to na później. Z Jaworza idę przez pola w kierunku Walika i wreszcie oczom ukazują się pozostałości grodziska - rzeczywiście robi wrażenie. Trochę się kręcę po wzgórzu, miejscami wiatr wiejący szczególnie od Brzezowej chce mnie zdmuchnąć z wału. Ruszam na następny "punkt kontrolny" - cmentarza nr 7 w Desznicy. Idę polami, jest po sianokosach, siano stoi w kopach bądź jeszcze nie przewracane w pokosach i pachnie.... Robię sobie przerwę by nawdychać się jak najwięcej, tym bardziej że zaczyna wyglądać wreszcie słońce mocno intensyfikując zapach. Trzeba jednak pchać się dalej, w końcu dochodzę do Desznicy, cmentarz od ostatniej mojej wizyty zmienił się, prawie cały gotowy, tylko jeszcze brakuje fragmentu murka od zachodu. Jest przed 17, czas się zastanowić co dalej robić, po uzgodnieniach z połowicą postanawiam wpierw sprawdzić możliwości transportowe komunikacji publicznej z Kątów a w razie czego umawiając się na transport z Chyrowej ok. 19.30. Z PKS-u wyszły nici a więc startuję pod górę, z tym że by skrócić max. drogę Grzywacką odpuszczam celując w miejsce wejścia szlaku czerwonego w las. Z tamtąd mam ok. 1km do ostatniego już punktu na dzień dzisiejszy traktowanego raczej rezerwowo. Błoto w lesie nie pozwala szybko iść, pod wszystkie najmniejsze nawet wzniesienia terenu trzeba drobić bądź obchodzić lasem by się nie poślizgać.Na Łysej Górze wychodzę z lasu i w trawie lepiej się idzie natomiast prawdziwym utrapieniem są muchy - wystarczy na chwilę przystanąć albo by wiatr zelżał a przed oczami robi się czarno. Z zadowoleniem wchodzę znów w las, gdzie ze zdziwieniem zauważam słupki drogowe - czyżby tędy biegła planowana trasa S-19? Czeka mnie jeszcze krótkie podejście pod Polanę a później już tylko w dół, gdzie do kłopotów z obcierającymi butami dołącza brak umiejętności jazdy na łyżwach, ale udaje mi się ani na chwilę nie przyziemić. Po udanym zejściu do Chyrowej oczekuję na transport a oczekiwanie umila mi
http://www.youtube.com/watch?v=Ns-fQRnm9sk , choć od komarów nie odpędza - może za cicho?
Do następnego razu
A zdjęcia tutaj:
http://picasaweb.google.pl/Dlugi0/ParePunktow#