W ubiegłym roku przedreptałem kawałek trasy z Zdyni wzdłuż Sidławy "do pierwszych betonów". Z powodu zbliżającej się ulewy, po zrobieniu paru zdjęć przy tychże betonach, zawróciłem i zaraz dopadła mnie gwałtowna ulewa, i choć miałem kurtkę przeciwdeszczową brnięcie w strugach ulewnego deszczu nie byłoby zbyt rozkoszne. Na szczęście z górnej Sidławy jechała terenówka. Uprzejmy kierowca zatrzymał się, mimo, iż "nie machałem ręką" i podwiózł mnie pod samo schronisko w Zdyni. Przyrzekłem sobie, że przy najbliższej okazji wybiorę się ponownie tą trasą ale na rowerze-szkoda czasu na dreptanie. I taka okazja nadarzyła się w ostatnim dni naszego 4-dniowego wypadu w Beskid Niski tj. 1 maja. Opuściwszy gościnną kwaterę zajechaliśmy pod schronisko w Zdyni, zdjęliśmy rowery z samochodowego bagażnika i w drogę:
- początek trasy
- pierwsze spojrzenie na Sidławę, nie licząc tego obok "mostu sołtysa" (tak go nazwałem, gdy obserwowałem jego modernizację)
- niby spokojna, a potrafi narozrabiać
- traktujemy ją z góry
-trochę pomogło, ale się rozpycha
- prawie autostradą jedzie przewodnik
- a za nim pozostała część (dość znikoma, bo reszta już w drodze do Rzeszowa) Grupy Entuzjastów Jednośladów GEJ
- ileż można jechać wzdłuż, postanawiamy jechać wzwyż chwilowo żegnając się z Sidławą
- kulminacja trasy, mój Scott zażyczył sobie zdjęcie pamiątkowe (chyba na Dziale-nie mieliśmy mapy)
- dalej już z górki
- zawracamy,
- wjechać łatwo, zjechać trudniej
- kiedy zaczęliśmy podjazd mijaliśmy pracującą dla uczczenia święta pracy (bo to było 1 maja) ekipę zrywkową- wracając znów ją mijaliśmy-ale zatrzymaliśmy się przy ścieżce wiodącej wzdłuż Sidławy, którą wcześniej świadomie zignorowaliśmy, bo chciało nam się w górę. Uprzejmy pan traktorzysta objaśnił nam, że gdybyśmy pojechali tą trasą to wyjedziemy w Regietowie Wyżnym. Po czym-pewnie dla dodania nam odwagi (a tak naprawdę w celach służbowych) udał się swym pojazdem w w/w kierunku. Zamącił przy tym wodę tak, że musiałem chwilę odczekać, by zrobić zdjęcie, ale ślady traktora pozostały.
Ponieważ od początku nie zamierzaliśmy jechać do Regietowa Wyżnego, musielibyśmy później sporo się napracować, by wrócić do Zdyni-choć trasa asfaltem to pestka-odwróciliśmy się do Sidławy tyłem. Wracamy, a mojemu Scottowi znów się zachciało robić za gwiazdę obiektywu
- z pieśnią na ustach (nie była to Międzynarodówka) mkniemy ku Zdyni
A ponieważ czuliśmy niedosyt, po łyknięciu mineralnej udaliśmy się z Zdyni w kierunku Koniecznej.
Ponieważ chciałem zrobić jeszcze parę zdjęć, puściłem wolno moich "współpedałowiczów" a sam dojechałem do granicy i zboczyłem w kierunku cmentarza na Beskidku, ale to już całkiem inna historia (a zdjęcia z cmentarza na Beskidku w wątku Konieczna-Beskidek wiszą już od paru dni).